fot. Ireneusz Sobieszczuk
Wspomnienie Janusza Bazydły
Janusz Krupski
Czas przeszły dokonany. W naszym języku bywa najbardziej okrutny. Jest przypisany historii. Od 10 kwietnia stał się, niestety, właściwy dla Janusza Krupskiego. Zatem był…
Był człowiekiem wiary. To ona kazała Mu podjąć studia na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, a potem w trakcie studiów sprzeciwiać się utworzeniu na uczelni Socjalistycznego Związku Studentów Polskich. Powołane i redagowane przez Niego pismo „Spotkania” stały się w okresie cenzury ważnym głosem Kościoła; to na ich łamach można było czytać ważne wypowiedzi hierarchów i wybitnych ludzi Kościoła.
Był człowiekiem nadziei. Ile jej trzeba było mieć, żeby w latach siedemdziesiątych uczestniczyć w powielaczowym spisku, którego rezultatem było zapoczątkowanie niezależnej poligrafii w Polsce. Wbrew beznadziei i złudnemu przekonaniu władz zadłużonego państwa o „Polsce rosnącej w siłę i ludziach, którym żyje się dostatniej”.
Był człowiekiem miłości. Do swojego kraju, swojej rodziny. Tej pierwszej miłości towarzyszyło przekonanie, że wybić się na niepodległość można tylko wspólnie z sąsiedzkimi narodami Europy. Owocem tej drugiej było siedmioro pięknych dzieci, którym wywalczył niepodległość. Niepodległość okupioną Jego udziałem w męczeństwie, którego doświadczył.
Każdy z nas ma swoje „kwiatki św. Franciszka”.
Janusz i Joasia zasiali ich sporo. Wspomnę o jednym, chyba najwcześniejszym, bo jeszcze przedślubnym. To wtedy wpadli na pomysł, żeby przedślubny miesiąc spędzić z niepełnosprawnym młodym człowiekiem, którym trzeba się było opiekować bez przerwy, dzień i noc, karmiąc go i przewijając. Po to, żeby samotnie wychowującej go matce dać pierwszy raz możliwość odpoczynku. Nie sposób o tym zapomnieć. Tak się zaczęła ich wspólna droga… także do Muminków.
I jeszcze statystyka. Ta wymierna to: pierwsze „Biuletyny Informacyjne” i „Komunikaty KOR”, trzy pierwsze numery „Zapisu”, 35 numerów „Spotkań”, 88 książek Biblioteki „Spotkań”, kilkadziesiąt książek Wydawnictwa Krupski i S-ka. Plus siedem zaczętych niezwykłych tomów o tytułach: „Łukasz”, „Piotr”, „Paweł”, „Tomasz”, „Jan”, „Maria” i „Teresa”.
Ta druga, niewymierna statystyka to kilka zrealizowanych pomysłów na Polskę, dzięki którym możemy się cieszyć wolnością. Właściwe dla niej pozostaje pytanie: ile było Januszowych prac i dni w dziele dochodzenia do niepodległości? Nie odpowiem na nie, poprzestanę na stwierdzeniu, że już samo postawienie takiego pytania jest zaszczytem.
Do zobaczenia, Januszu! Pozdrawiaj naszych zmarłych: Adama Stanowskiego, powstańca warszawskiego, senatora I kadencji, naszego nauczyciela; Jaśka Stepka, który z małą Karoliną i z Iloną, mając pracę i dom w Sanoku, zjechał w 1977 r. do Lublina, żeby robić „Spotkania”; Zygmunta Jędrykę, profesora Sorbony, który zafascynowany przemianami roku 1989 przypłacił to zawałem; Adama Konderaka, szperającego na swoim stryszku w papierach, z których powstawała nasza „Kronika krajów pod dominacją komunizmu”; Zdzisława Szpakowskiego, o którym historycy piszą, że był inwigilowany bez przerwy od 1945 do 1990 r.; Wojtka Chudego, który na wózku, nieludzko okaleczony przez chorobę, robił w Polsce rewolucję…
Przed oczami mam Okęcie, piękne wiosenne popołudnie, dzień powitania Twojego ciała po powrocie z Katynia. Z szeregu rządowych osobistości odrywa się stary człowiek o lasce. Idzie z nami, żeby Cię powitać i pożegnać, a potem długo klęczy przed trumną, oparty jedną ręką o wieko. To Twój przyjaciel… Władysław Bartoszewski, który we wspomnieniu o Tobie napisał, że traktuje Cię jak duchowego syna.
Chciałbym, żeby Państwo wynieśli ten właśnie obraz z uroczystości pożegnania Janusza Krupskiego.
Janusz Bazydło
Wystąpienie podczas pogrzebu ministra Janusza Krupskiego na Cmentarzu Powązkowskim w Warszawie, 26 kwietnia 2010 r.
Tekst z biuletynu „Kombatant”, nr 4, 2010, s. 16-17.