Wizyta na poligonie w Świętoszowie, 22 kwietnia 1999 (fot. ze zbiorów Elżbiety Płażyńskiej)
Rozmowa z Jakubem Płażyńskim
Maciej Płażyński
Sport
Obaj z ojcem bardzo lubiliśmy sport – zarówno uprawiać czynnie, jak i oglądać, uczestniczyć w wydarzeniach sportowych, nie przed telewizorem. Ojciec bardzo lubił grać w piłkę nożną, w Gdańsku co niedziela grał z kolegami, znajomymi – była taka tradycja. Czasami mnie zabierał. Uwielbiał wydarzenia sportowe, przede wszystkim mecze piłki nożnej, na które też mnie w miarę możliwości zabierał. To były nasze spędzone wspólnie chwile. Bardzo lubił Lechię Gdańsk, był jej wiernym kibicem, starał się chodzić na jej mecze. Był przy tej drużynie zarówno wtedy, gdy była w trzeciej lidze, jak i w ekstraklasie. Intensywnie działał na rzecz tego klubu. Miał klubowy szalik. Czas pokazał, że kibice również uważali go za swojego.
Ja też oczywiście zawsze kibicowałem Lechii – trudno, żeby było inaczej, jeśli jest się z Gdańska. Spędziłem zresztą w tym klubie kilka lat, grając w tenisa.
Szkoła
Mieliśmy o tyle komfortową sytuację, że chodziliśmy do bardzo małej szkoły. W naszej podstawówce na każdym roku były tylko dwie klasy po dwadzieścioro uczniów. Wszyscy się dobrze znali. Wiedzieli, kim jest mój ojciec, ale tego się nie odczuwało. Dopiero po przejściu do liceum – to był rok bodajże 1999, kiedy ojciec był już marszałkiem Sejmu – każdy mnie pytał, czyim jestem synem: czy tego Płażyńskiego. Przez pierwszy miesiąc w ten sposób zaczynały się dla mnie lekcje. To był trudny miesiąc.
Rodzice byli dość zajęci i nam ufali. Każde z nas prowadzi własne życie. Żadne z nas nie miało problemów z nauką czy też natury wychowawczej, każde sobie jakoś radziło. Mama nie musiała chodzić co tydzień czy co miesiąc na wywiadówki. Pojawiała się raz na jakiś czas, sprawdzała, że wszystko jest w porządku, i to jej wystarczało. Rodzice od najmłodszych lat raczej starali się nam uzmysłowić, że to, czy się uczymy, czy nie, jest naszą decyzją. Oczywiście, sprawdzali nas, czy odrabiamy lekcje, czy nie, ale nikt nade mną nie stał i nie sprawdzał tego, co mam w zeszycie.
Dom nie był liberalny. Po prostu każdy z nas znał granice, do których starał się stosować. Miałem wolną rękę, rodzice mnie nie ograniczali, ale to nie znaczy, że mogłem sobie na wszystko pozwolić. Wszystko było w granicach zdrowego rozsądku. Były wyznaczone pewne zasady i funkcjonowaliśmy w ramach tych zasad.
Codzienność
W domu każde z nas miało swoje zadania. Taty nie było praktycznie w domu, przyjeżdżał nocami po pracy. Jak zaczął pracować w Warszawie, siłą rzeczy nie było go w Trójmieście. Dlatego był raczej wykluczony z prac domowych. Należały do niego swego rodzaju rytuały, chociażby wybór choinki i zainstalowanie jej w domu. Tata sprawował nadzór nad nami wszystkimi. Zajmował się kwestiami zasadniczymi. Nikt nie oczekiwał, że będzie zajmował się szczegółami, tylko sprawował ogólną pieczę.
Jak był w domu, czytał gazety. W ten sposób odpoczywał. W domu starał się odpocząć od wszystkiego, starał się zostawić politykę poza domem – na tyle, na ile było to możliwe. Dom był dla niego bastionem, w którym mógł się na chwilę zamknąć i starać się odpocząć. Nie były to długie okresy – pół dnia, jeden dzień…
Podobieństwo do ojca
Wizualnie trochę jestem do niego podobny. Mam podobną budowę ciała – ojciec też był wysoki, dobrze zbudowany. Nie wiem, czy można powiedzieć, że ojciec był osobą upartą. To jest złe słowo. Ojciec był na pewno konsekwentny, trzymał się twardo własnego zdania. Nie był uległy, był raczej wymagający, ale sprawiedliwy. Nie bał się podejmować trudnych decyzji. Staram się być taki jak on.
Był odbierany medialnie jako ktoś zdystansowany, trochę ponury. W rzeczywistości był inny. Bardzo dużo zyskiwał w bezpośrednim kontakcie. Łatwo nawiązywał kontakt z ludźmi, szanował ich, traktował poważnie i to było czuć. Było wyczuwalne, że nie było dużego dystansu pomiędzy nim a jego rozmówcami. I wbrew pozorom miał poczucie humoru, dzięki czemu też zyskiwał. Był konkretny. Chyba odziedziczyłem podobne cechy. Od ojca również ciężko byłoby wyciągnąć coś o uczuciach, emocjach, czy też wspomnienia z dzieciństwa.
Rozmowę przeprowadziła Agnieszka Nowakowska 5 kwietnia 2013