Portret Izy

fot. Krzysztof Zasuwik / archiwum rodzinne

Portret Izy

Izabela Jaruga-Nowacka

Obraz Izy nie zaciera mi się w pamięci. Nie mam wrażenia, że jej nie ma, gdzieś wyjechała.

Od początku naszej przyjaźni noszę w portfelu jej zdjęcie. Za każdym razem kiedy je widzę, zdumiewa mnie jej uroda. Trochę za duże usta (nic nie szkodzi) pełne prześlicznych uśmiechów. Wesołe oczy, ale jakby osnute jakimś lekkim, permanentnym smutkiem. Piękne, gęste, krótko obcięte jasne włosy i doskonałe ubrania, ze szczególnym uwzględnieniem apaszek, toreb i butów. Bardzo ważny był Jej głos, z lekką chrypką i różnymi ciekawymi, trochę gołębimi intonacjami. To portret zewnętrzny, jestem malarką i najważniejsze jest dla mnie to, co widzę, ale trzeba pamiętać, że artyści widzą więcej i potrafią wślizgnąć się w duszę modela. Dusza Izy była renesansowa. Bardzo kobieca, nagle stawała się poważnym politykiem. Wiem, że polityczką, ale Iza to było coś więcej niż kobieta zajmująca się polityką. Była doskonale prawdziwa w swoich emocjach i nieprzejednana w życiowych i politycznych, wyborach.

Poznałyśmy się przelotnie w czasie zbierania podpisów przeciwko prawu antyaborcyjnemu, potem mignęłyśmy sobie kilka razy, ale nie pamiętam jak i kiedy się zaprzyjaźniłyśmy. Nagle i bardzo. Nasze poglądy były prawie identyczne, ja byłam bardziej czarno-biała. Mówiłyśmy sobie wszystko, jak najbliższa rodzina. Mimo różnych zdań nigdy się nie sprzeczałyśmy i śmiałyśmy się jak nastolatki. Z perspektywy czasu stwierdzam, że byłam jasnowidzką prosząc, żeby nie podejmowała pewnych decyzji. Przewidziałam wszystko, ale była uparta i nie bardzo chciała mnie słuchać, szkoda. Poza małymi różnicami było cudnie. Wieczne wagary, kilka SMS-ów dziennie, w tym komentujące obrady sejmowe, telefony i kolacje z naszymi panami. Rozmowy o jej rodzinie zdarzały się czasem, ale nasza przyjaźń miała charakter bardziej abstrakcyjny. Często spotykałyśmy się w Sopocie. Chichotałyśmy i zachwycałyśmy się wszystkim. Razem bywałyśmy na Festiwalu w Gdyni. Miałyśmy tych samych przyjaciół, z którymi nadal mam miłe kontakty, ale czuje się brak Izy.

Bardzo nam było wesoło i spokojnie, pomimo różnic temperamentów. Czasami jej rozwaga i chęć negocjacji z kimś, komu należało się lanie, były bez sensu. Coś ją hamowało.

Do Smoleńska nie chciała lecieć, wiec namawiałam ją, żeby po prostu nie leciała. Wyjaśniła, że musi ze względów politycznych. Piszę, bo to ważne, zawsze była obowiązkowa.

Całą wspólną kolację, którą jadłyśmy z jej mężem, prosiłam ją, żeby się wycofała.

Z tej kolacji zostały zdjęcia, które zrobiłam. Przypadkiem miałam ze sobą aparat. Iza śmiała się, że zachowuje się jak Japończyk. Wtedy powiedziałam, że niesfotografowane nie istnieje.

Prawda! Był 9 kwietnia 2010, koło 23, czyli wieczór przed katastrofą. Pamiętam każdą sekundę. Jak zwykle dzieliliśmy się jedzeniem i piliśmy białe wino, na deser tort bezowy, też do podziału. Umówiłyśmy się, że mi da znak w telewizji i po jej powrocie koło 17 będziemy w tym samym miejscu kontynuować rozmowę. Było po północy, ze względu na podróż Izy nie chciałam wstąpić na pożegnalnego drinka. Teraz żałuję. Odjechałam taksówką, machając obiema rękami przez otwarte okno. Oni machali ze schodów. I tyle. Śladu przeczuć.

Włączyłam radio o 8.30 i usłyszałam o jakiejś katastrofie samolotowej w Rosji. Nie skojarzyłam, dopiero za sekundę popędziłam do telewizora. Byłam pewna, że przeżyła.

Popłakałam się dopiero kilka dni po pogrzebie, przejeżdżając koło restauracji, w której się spotykałyśmy. Pogrzeb wydał mi się dość abstrakcyjny, bo wierzę w reinkarnację.

Został Jej portret narysowany przeze mnie pastelą. Stoi w swoim pięknym kaszmirowym płaszczu i patrzy smutno, zauważyłam to dopiero po katastrofie, a portret powstał znacznie wcześniej. Była moją drugą połową jabłka i wiedziałyśmy o tym, obdarowując się pięknymi antykami i rysunkami. Pamiętam zdjęcie z mojego wernisażu w Sopocie. Obejmuje mnie roześmiana, a w rękach trzymamy wspólnie gigantyczny bukiet białych tulipanów, które przyniosła.

Hanna Bakuła

Wspomnienie spisane do projektu „Smoleńskie portrety”, 22 stycznia 2014 roku