Wspomnienie Tatiany Kosinowej o Stanisławie Mikke
„Śpij, Mężny…” (przekład)
Smoleńska katastrofa jeszcze raz pokazała, jak świat zmęczony jest rosyjską nieadekwatnością. Normalna ludzka reakcja, nieudawany smutek, żałoba i współczucie Rosjan stały się odrębnym tematem dla komentarzy i faktem politycznym w Europie. Jak bardzo powinno być nam wstyd, jeśli spodziewają się po nas samych podłości.
Jednak nie tylko Europę zadziwia reakcja władz FR. My sami także nie wstydzimy się za nie. Po raz pierwszy od wielu długich lat.
W Rosji wiele myślą i piszą o tej tragedii. Jej skala, konotacje i symbolika wstrząsnęły i wywołały szczere współczucie u wielu moich rodaków, długo będziemy otrząsać się z szoku. I ten wstrząs, ta ostatnia polska hekatomba ma już swój głęboki i nie zawaham się powiedzieć, pozytywny ślad – ludzie jakby doszli do siebie, przypomnieli sobie to, co jest najważniejsze, zaczęli mówić o sensie. Wiele zmieniło się i to nie tylko w retoryce. Tak samo jak w Polsce, u nas szczere współczucie i prawdziwa żałoba zmyły cynizm, obaliły oszczercze bariery i pretensje. Ujawniło się poczucie pokrewieństwa i wspólnych korzeni, wspólnych losów.
Z tekstu Natalii Gieworkian „Są wdzięczni, jeśli nie trzeba się za nas wstydzić” w blogu na Slon.ru: „Nieśmiała nadzieja, że Rosja mentalnie i emocjonalnie staje się inna, powstała gdzieś w latach 90. i całkowicie zniszczona w latach rządów Putina, powtórnie wróciła wraz ze łzami i smutkiem, które wgniotły nas i Polaków znów w tę ziemię smoleńską, zroszoną wspólną krwią. Nas, współczesnych, w dziwny sposób przyciągnęły do tych, którzy dawno odeszli nie z własnej woli. Czekistę Putina na zawsze przykuła do ofiar czekistów w Katyniu ta katastrofa samolotu z polską elitą, spieszącą by pochylić głowy w miejscu strasznej zbrodni, niezapomnianej przez 70 lat. Dziwny zwrot losu: Putin na zawsze pozostanie związany z Katyniem. Оn, sprzeciwiający się ujawnieniu dokumentów dotyczących zdarzenia sprzed siedemdziesięciu lat, stanął na czele komisji, powołanej w celu zbadania wydarzeń, które w istocie rzeczy były następstwem tamtej tragedii. Jak krzyk historii, jak mistyczne ostrzeżenie, jak żądanie odłożonego na dziesiątki lat przyznania się do winy, jak złożenie ofiary, po której żyć tak, jak się żyło dotąd i kłamać tak, jak się kłamało, dłużej, wydaje się niemożliwe…”
Po raz pierwszy w moim życiu w katastrofie lotniczej, pomimo ich przerażającej ilości w Rosji w ostatnich latach, zginął człowiek, którego znałam – Stanisław Mikke…
* * *
– Jestem w Syktywkarze, mamo, wszystko w porządku! W Syk-tyw-ka-rze! Gdzie to jest? Mamo, to w Rosji!…
Stanisław Mikke głośno krzyczał do słuchawki swego telefonu komórkowego. Przy akompaniamencie ogólnego chichotania, łagodnie uczył mamę wymowy tej niepojętej dla polskiego ucha nazwy stolicy Komi, głośno i powoli powtarzając sylabami z pięć razy: „Syk-tyw-kar”.
А w Ust’-Sysolsku (dawna nazwa Syktywkaru), stolicy kraju zesłań i łagrów, Panowała złota jesień. Prosto w oczy świeciło i szybko zachodziło jaskrawe słońce. Czekaliśmy na moskiewski rejs i naszych kolegów z Moskwy, Krasnodaru i Permu, którzy lecieli nim, aby jednym autobusem pojechać do hotelu.
Мy – to „memorialiści” (członkowie i pracownicy naukowi stowarzyszenia „Memoriał”) z różnych miast Rosji, a także nasi niemieccy partnerzy z Fundacji Konrada Adenauera i Konsulatu Generalnego Rzeczypospolitej Polskiej w Sankt-Petersburgu (Komi należy do petersburskiego okręgu konsularnego – Północny-zachód FR). 9 września 2003 roku przylecieliśmy do Syktywkaru z Petersburga, aby przeprowadzić II międzynarodowe sympozjum „Świat po Gułagu: rehabilitacja i kultura pamięci”. Polskę reprezentowali na nim attaché do spraw kultury dr Hieronim Grala, przewodniczący Stowarzyszenia Borowiczan Roman Bar i Wiceprzewodniczący Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Stanisław Mikke.
Mikke widziałam po raz pierwszy. Na tle brawury i dowcipów swych hałaśliwych
rodaków – akowca i byłego więźnia politycznego Bara i lwa salonowego Grali jakoś szczególnie wyróżniał się swoją surową powściągliwością. I kiedy już w hotelu piliśmy przywiezioną przez Bara „Żubrówkę” i przekąszaliśmy jego niezwykle smacznymi gdańskimi kabanosami, Mikke nie było z nami. Na pewno musiał się skupić.
Wszystkie polskie referaty były wcześniej przetłumaczone na rosyjski i zredagowane w polskiej misji dyplomatycznej w Sankt-Petersburgu. Staruszek Bar obwiesił salę mapami i tablicami, puszczał w obieg po sali fotografie, mówił nie według napisanego tekstu, całkowicie nie wstydził się swojego rosyjskiego, wesoło odpowiadał na pytania studentów i na końcu, jak to dzisiaj pamiętam, jedyny ze wszystkich referentów przerwał oklaski.
Wykład Mikke „О znaczeniu ekshumacji i mogił dla upamiętnienia Ofiar” został przedstawiony w drugim dniu sympozjum, 11 września. Nikt z nas nie wiedział, że to był dzień Jego urodzin. Stanisław, znany adwokat, doradca Kieślowskiego, urzędnik państwowy, redaktor naczelny czasopisma polskiej adwokatury, nie wiadomo dlaczego, całkowicie po studencku, nawet w dziecięcy sposób strasznie się denerwował. Prosił o przejrzenie tekstu – czy nie ma błędów, czy wszystko jest prawidłowo po rosyjsku. Błędów nie było, jak mogłam starałam się Go uspokoić. W końcu poprosił, abym zamiast Niego przeczytała tekst. Próbowałam sprzeciwiać się, że wówczas nie będzie dyskusji. Do tego naszą wystawę o dysydentach leningradzkich, znajdujących się w Komi w obozach i na zesłaniu, którą otwieraliśmy w tym dniu w Muzeum Narodowym w Komi, należało montować akurat w czasie Jego wykładu… Lecz Mikke bardzo prosił.
Jego tekst nie był w istocie wykładem naukowym (http://www.cogita.ru/analitka/pamyati-stanislava-mikke). Było to przesłanie, wezwanie, emocjonalne i nasycone poezją. Włączając swe doświadczenie zdobyte w czasie wykopalisk i ekshumacji w Katyniu, Miednoje i Charkowie w latach 1991–1994 i biorąc jako sojuszników Grassa, Herberta i Tajcę, Mikke wzywał nas do oddania należnej pamięci ofiarom i zbudowania ich grobów. Po to, abyśmy nie musieli się wstydzić. – „Niech umarli wierzą żywym”.
Dla Autora ważne było nie tylko, aby nie opuścić, nie wypaczyć żadnego słowa nieodpowiednim akcentem czy wymową. Najbardziej krępował się tej bezpośredniej dydaktyki. Czytać osobiście taki misjonarski tekst było Mu podwójnie niezręcznie. Jednak bywając często w Rosji, Mikke wiedział, na ile Jego wezwanie jest tu aktualne.
Można mówić o specyficznej polskiej polityce pamięci lub nawet o „polityce śmierci” (Cezary Michalski), ale nie wyobrażacie sobie, jak dla „Memoriału” ważna jest ta polska pamięć w Rosji. Pamięć o ofiarach Gułagu i szczególna polska troska o Nekropolie Terroru. Jeśli nie byłoby regularnych polskich przypomnień, jeśli nie byłoby naszej wspólnej pracy nad pamięcią, wysiłki „Memoriału” zostałyby ostatecznie zmarginalizowane.
Nie, u nas akurat kocha się bardziej martwych, niż żywych, a ludzkość bardziej niż krewnych. Jednak, nie zważając na wysławioną przez słynnego poetę w roku 1830 rosyjską „miłość do grobów ojców”, w której to serce nabywa pożywienia, możemy budować domy i parkingi na miejscach masowych pochówków ofiar Gułagu, bądź czerwonego terroru, jak to miało miejsce na przykład w Twierdzy Pietropawłowskiej w grudniu minionego roku. I żadne lamenty historyków i pisarzy, z zasady, nie pomagają.
Do dnia dzisiejszego w Rosji status państwowych kompleksów memorialnych mają jedynie Katyń i Miednoje. Wszystkie pozostałe cmentarze to prywatna inicjatywa z wątpliwym statusem „społecznym”. Miejsca masowych rozstrzeliwań, jak dawniej, są u nas tajemnicą państwową. Nie to, żeby były niezagospodarowane, nie wszystkie one są znane, odnalezione i oznaczone.
My, wstyd dla nas, nie wiemy, ilu naszych ludzi rozstrzelano w tymże Katyniu w okresie Wielkiego Terroru – czy było to 6,5, czy 8 tysięcy… Nie możemy także przedstawić takiego spisu imiennego ofiar w swojej, rosyjskiej części tych cmentarzy. Co więcej, właśnie w Republice Komi lub na Syberii cmentarze obozowe i cmentarze wiejskich osad specjalnych, miejscowi dziś nazywają „polskimi”. Po prostu dlatego, że oprócz polskich, no i jeszcze litewskich krzyży nie ma tu żadnych innych znaków pamięci.
Jednak, jak bardzo nie sprzeciwialibyśmy się, stopniowo przyswajamy sobie te polskie i litewskie lekcje.
Stanisław Mikke dopiął swego – mnie Jego tekst dotknął do żywego. Kiedy czytałam go 11 września 2003 roku w największym audytorium Komi, Republikańskiej Akademii Służby Państwowej i Zarządzania, czułam go dotkliwie, przyprawiał o mrowienia. I, to prawda, nie spodziewałam się po sobie takiego zdenerwowania…
Kiedy lecieliśmy z powrotem do Petersburga, zawołał mnie – drugie miejsce obok niego było wolne. Wręczył mi swoją książkę „Śpij, Mężny…” dla naszej biblioteki. Książka ta została wydana w języku rosyjskim w Warszawie w 2001 roku. Rozmawialiśmy o dzieciach. Powiedział, że długo z żoną nie mieli dzieci i nagle, kiedy miał już ponad czterdzieści lat, pojawiła się córeczka. Teraz „każdy dzień z nią to szczęście i niekończąca się radość”.
Dziewczynka ta ma dziś około piętnastu lat. Nie wiem, jak się nazywa, ale chcę jej powiedzieć, że może być dumna ze swego Ojca i że znają Go, pamiętają i dobrze wspominają w Rosji. I nie tylko w „Memoriale”.
W tych dniach Jego nazwisko było słychać nie tylko w spisie nazwisk zmarłych. W audycji radiowej „Echo Moskwy” był krótki wywiad z doktorem nauk medycznych Łarysą Piłatową. Przyniosła kwiaty pod Ambasadę Polski w Moskwie i powiedziała dziennikarzowi, że w „samolocie prezydenckim wśród ofiar był jej bardzo bliski przyjaciel, który wydał książkę o ofiarach Katynia. Nazywał się Stanisław Mikke. Właśnie za 3 dni miał przyjechać do nas w gości…”.
Będziemy pamiętać Jego skromność, Jego poczucie obowiązku i świadomość swej misji, Jego wzniosłą, przeszywającą emocjonalność i otwartą delikatność wobec bliskich. I absolutny brak cynizmu. Nawet tego, który nazywają „zdrowym”, ochronnym, charakterystycznym dla adwokatów, lekarzy, dziennikarzy lub antropologów. Ani cienia cynizmu.
Таtiana Kosinowa, „Memoriał”, Sankt-Petersburg
„Palestra” 4/2010, s. 133-136.