Wspomnienie Andrzeja Bąkowskiego o Stanisławie Mikke
Jakże trudno i gorzko jest skreślić wspomnienie pośmiertne o Koledze Adwokacie i jednocześnie wspaniałym Przyjacielu.
Stasia Mikke poznałem w drugiej połowie lat 80. XX stulecia, kiedy był dziennikarzem „Gazety Prawniczej”. Było to przed jakimś zjazdem adwokatury. Staś zasięgnął rady ówczesnego dziekana Rady Warszawskiej adw. Macieja Dubois, z którymi adwokatami ma porozmawiać o wydarzeniu, jakim jest Zjazd Adwokatury. Wybór dziekana padł m.in. na mnie. I tak się poznaliśmy.
Potem razem, będąc w komisji redakcyjnej, pracowaliśmy nad jubileuszowym numerem 11–12/1988 „Palestry” na 70-lecie nowoczesnej Adwokatury Polskiej. To było następne zbliżenie. I dalej już ta znajomość stopniowo zamieniała się w przyjaźń. A od 1993 r., kiedy Staś został redaktorem naczelnym „Palestry”, na Jego propozycję zacząłem regularnie pisywać do naszego pisma. Mieliśmy podobne poglądy na bieg spraw narodowych oraz na adwokaturę i jej losy. Rozmawialiśmy wielokrotnie… aż do tragicznej śmierci Przyjaciela w katastrofie pod Smoleńskiem.
Zauważyłem dość wcześnie, że Staś jakby był ciągle w cieniu Katynia. Tę zbrodnię przeżywał osobiście, kilka urlopów poświęcił na pracę w dołach śmierci. Dotykał i wydobywał ciała polskich oficerów. Zawsze się zastanawiałem, jakie trzeba było mieć nerwy i jaką ofiarność, aby taką traumę przyjąć dobrowolnie. On chciał i mógł. Powstała na tym tle wspaniała książka „Śpij, Mężny” w Katyniu, Charkowie i Miednoje, której drugie wydanie ukazało się w przeddzień fatalnego lotu. Nikt dotąd lepszej książki o samej istocie zbrodni katyńskiej nie napisał. Swoją śmiercią jakby przypieczętował symbolikę kompleksu katyńskiego.
Żył tymi sprawami jako Wiceprzewodniczący Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Jeździł po świecie, kontrolując stan polskich cmentarzy wojennych. Pamiętam, że był w Teheranie, w Tobruku, na Syberii. Na podstawie Jego oględzin i rekomendacji mogły powstać plany renowacji tych świętych dla Polaków miejsc. Szukał też wiadomości i ewentualnie miejsca śmierci swojego stryja, który zaginął jako żołnierz polski w otchłani terytorium rosyjskiego w Kotłasie. Staś szukał, ale niestety nie znalazł tego miejsca. Były to ryzykowne nieraz poszukiwania, ale to mieściło się całkowicie w ramach Jego pasji. Taki był Jego patriotyzm i miłość rodzinna. Wszystko najszlachetniejszej próby. W tym duchu wychowywał swoje dzieci – Włodzia i Kasię.
Był doskonałym adwokatem, profesjonalistą. Jego dziełem, które nam zostawił do kontynuacji, jest „Palestra”. To pismo przez swój image tematyki zawodowej, ale też historycznej, literackiej, publicystycznej, zyskało u czynników miarodajnych rangę najlepszego pisma społeczno-prawniczego. Staś dbał o dobór dobrych piór do „Palestry”, pochylał się prawie nad każdym tekstem. To była męka i nieustanne zrywanie nerwów, ale On tę pracę po prostu kochał i w sposób perfekcyjny wykonywał. Czasami długo zespół redakcyjny debatował nad każdym numerem „Palestry”.
Osobnym tematem były piękne okładki „Palestry”, artystyczne, zapowiadające jakby treść numeru. Znajomi graficy mówili mi, że są bezkonkurencyjne. Zresztą ogół adwokatów czytających tę prawdę potwierdza. Pisaliśmy my, autorzy, przede wszystkim adresując teksty do swoich kolegów korporacyjnych. Staś każdy z wydawanych numerów głęboko przeżywał. Był bardzo wymagający co do treści i formy zamieszczanych artykułów i felietonów. „Palestra” promowała znakomicie wystawy o adwokatach, wybitnych działaczach politycznych, żołnierzach, wszystko to traktowane przez pryzmat patriotyzmu. Ostatnia wystawa – katyńska „Adwokaci – Ofiary Katynia” to znakomity przykład.
Staś Mikke działał na przeróżnych polach samorządowych. Nie miejsce tu na ich opisywanie, ale koniecznie trzeba wspomnieć o zagadnieniach etyki i godności zawodu, którym poświęcał szczególną uwagę. Sprawował funkcję Przewodniczącego Komisji ds. Etyki przy NRA, ze znaczącymi osiągnięciami. Bo był to – i jest nadal – czas „wpasowywania się” polskich norm etycznych do ogólnoeuropejskich, zachowując przy tym naszą odwieczną polską specyfikę.
A jaki był Staś na co dzień? Przyjazny ludziom, kolegom, klientom. Skory do dyskusji, bez rezygnacji ze swoich zasad i wartości. Niezwykle dbały o rodzinę, o ukochaną Matkę (dopóki żyła). Był wzorowym Synem, Mężem i Ojcem.
Dbał o interesy Adwokatury, służąc jej wszechstronną pomocą w różnych instancjach i na różnych polach działania. Były to cenne prace w ostatnich latach szczególnie trudnych dla Adwokatury.
Cisną się setki myśli… Wszystko to piszę „na gorąco”, aby oddać cześć Przyjacielowi i dać świadectwo Koleżankom i Kolegom. Przyjdzie czas na odczytywanie nienapisanego, ale krążącego w opinii adwokackiej, testamentu Staszka Mikke.
Tak. To jedno już dziś można z całą pewnością powiedzieć, że Staszek wszedł do historii polskiej Adwokatury. Ja osobiście doznałem od niego wiele serdecznej życzliwości, co sobie niezwykle cenię i nigdy o Nim nie zapomnę w modlitwach, myślach i dalszych poczynaniach.
Andrzej Bąkowski, adwokat
„Palestra” 4/2010, s. 105-106.