Janusz Zakrzeński – dom

Aktor Teatru Starego w Krakowie, 1961 (fot. ze zbiorów Teresy Zakrzeńskiej)

Janusz Zakrzeński – dom

Jako aktora podziwiałam go od lat. Zaciekawił mnie jako człowiek, gdy usłyszałam, że dorosły syn z miłością mówi o nim „tatuś”, a on zwraca się do żony „Kochanie”. Niby normalne, ale coraz rzadziej spotykane. W czasie rozmowy spytał mnie, czy słucham czasem drzew. Uśmiechnęłam się, bo wydaje mi się, że zrozumiałam, co chce mi powiedzieć.

Co Panu daje siłę w życiu?

Mnie dają siłę ludzie, kontakt z widzem, z żywym człowiekiem. Ja jestem aktorem od 1953 roku. Jestem w tym zawodzie tak długo i wiem, że człowiek, który mnie odbiera w danej roli, jest najważniejszy. A wie pani dlaczego? Bo człowiek widzi prawdę. Ja nie mogę nabrać go, bo fałsz od razu wyjdzie na jaw. Muszę być prawdziwy w tym co robię. Mój zawód uczy mnie mówienia prawdy w każdym słowie, które wypowiadam. Tylko dzięki temu mogę dotrzeć do serca i umysłu innego człowieka.

Musiał Pan mieć mądrych nauczycieli.

Skończyłem szkołę teatralną w Krakowie i uwielbiam ten czas. Zetknąłem się wtedy z ludźmi prawdziwej sztuki. Tego nie da się zapomnieć. Oni uczyli mnie wyciągać to, co jest najistotniejsze w tekście, pochylenia się nad sensem. Nie wystarczy np. ogłosić, że jest rok Wyspiańskiego, ale trzeba zrozumieć, co jest w Wyspiańskim najistotniejsze i wyegzekwować to. Inaczej będą to tylko puste słowa, hasła bez znaczenia. Tak nikomu nie przybliżymy tego wspaniałego człowieka. To będzie fałsz, a ja fałszu nie lubię. Proszę pani, ja miałem okazję poznać kobietę, która grała rolę Isi w prapremierze „Wesela” Wyspiańskiego. Ona mówiła mi często, że mam być prawdziwy w tym, co robię i co mówię. Czasem, gdy nauczyłem się roli, szedłem do Bronki, a ona nie patrząc na mnie, słuchała mojego głosu i mówiła: „Nie słyszę prawdy w tym, co mówisz”. Ja do niej chodziłem uczyć się prawdy. Tak, ma pani rację, ja miałem mądrych nauczycieli.

Dla Pana bardzo ważne jest, aby przekazać ludziom jak najwięcej.

Po to uprawiam ten zawód. Ja nie mogę zagrać Korczyńskiego w „Nad Niemnem”, ja muszę być Korczyńskim. Eliza Orzeszkowa, tworząc tę postać, chciała coś ważnego przekazać i ja muszę do tego dotrzeć i stać się tą postacią, a potem w słowach, gestach pokazać to, co było tak ważne dla Orzeszkowej, że stworzyła postać Korczyńskiego. Tak jest w każdym przypadku. Gdy gram Marszałka Piłsudskiego, to ja muszę wiedzieć, kim on był i co chciał osiągnąć, co nim kierowało. Ja po prostu muszę być wtedy Piłsudskim. Na tym polega pokora wobec mojego zawodu. Jeśli mam coś robić byle jak, to nie powinienem tego robić wcale, przez szacunek do drugiego człowieka. To ważne w każdym momencie naszego życia: szacunek do ludzi. Trzeba słuchać tych, którzy nas otaczają i tych, którzy odeszli, ale zostawili nam swój wspaniały dorobek.

Myśleć nad tym, co nas otacza?

To nic odkrywczego. Piłsudski mówił, że musimy myśleć własnym mózgiem i patrzeć własnymi oczami. W Wilnie na grobie Matki i serca Piłsudskiego przeczytałem napis: „Ty wiesz, że dumni nieszczęściem nie mogą za innych śladem iść tą samą drogą” – to jest fragment z „Wacława” Słowackiego. „Dumni nieszczęściem” – nawet w nieszczęściu powinniśmy pamiętać o godności, o honorze, powinniśmy umieć oceniać i bronić własnego zdania, jeśli w nie wierzymy. Zrozumiałem wtedy, że nie wolno nam dać sobą manipulować, którą drogą mamy pójść. Powinniśmy wtedy dumnie powiedzieć: „Przepraszam, ja wiem, co mam robić, bo ja to przemyślałem”. Nie można chodzić „za innych śladem wciąż tą samą drogą”. Naśladowanie innych to nie jest moja droga. Każdy powinien wsłuchać się czasem w słowa Słowackiego, pomyśleć nad ich znaczeniem.

W końcu każde słowo ma tak wiele znaczeń w zależności od tego kiedy, do kogo i w jakich okolicznościach je wypowiadamy.

Właśnie o to chodzi. Do słowa też trzeba mieć szacunek. Porozumiewamy się słowami i powinniśmy rozumieć, co mówimy i uważać na to, co mówimy. Dziś często występuje przerost formy nad treścią, a tymczasem to na treści trzeba się skupić. Trzeba spojrzeć człowiekowi głęboko w oczy i wsłuchać się w jego słowa. W ten sposób okazujemy mu szacunek. Pytała pani o rodzinę. Tam rozpoczyna się słuchanie drugiego człowieka, tam powinien być szacunek do tradycji. W „Skrzypku na dachu” jest wspaniałe zdanie: „U nas w naszej małej Anatewce mamy tradycję na wszystko: jak jeść, jak spać, jak nosić ubranie, np. zawsze mamy nakryte głowy i nosimy biały szal do modlitwy… a w związku z tradycją każdy wie, kim jest i co Pan Bóg oczekuje”.

„Skrzypek na dachu” to symbol, obraz, dużo można zrozumieć, gdy już pochylimy się nad tym obrazem.

Trzeba widzieć obraz tego, co się chce przekazać. Gdy mówi pani „dom”, to musi pani widzieć obraz tego domu, ludzi, którzy go tworzą. Cudowny „dom” to jest matka, to jest ojciec, to jest tradycja, którą dają nam ludzie w tym domu, obyczaj jaki jest tam pielęgnowany, cudowny obyczaj – przekaz rodzinny. Jeśli mamy tradycję, rozumiemy ją, to wiemy kim jesteśmy i czego oczekuje Bóg.

Trzeba nauczyć się słuchać aby to wszystko pojąć.

Trzeba mieć umiejętność podglądania i obserwowania życia. Życia mądrych ludzi i pamiętać, że nawet prosty człowiek może być bardzo mądrym człowiekiem. Wzruszenie nas ogarnia, gdy widzimy scenę, teraz tak rzadką, gdy na wsi podczas żniw ludzie pracują. Ktoś ich mija, zatrzymuje się i mówi: „Szczęść Boże” i słyszy odpowiedź: „Daj Boże”. W takiej scenie, w tych słowach jest mądrość i z takiej mądrości powinniśmy czerpać, jeśli chcemy tworzyć prawdziwą rodzinę.

Patriotyzmu też uczymy się w domu?

Powiedziałbym nawet, że patriotyzm to dom, to rodzina. Przekaz rodzinny tworzy ten najgłębszy, prawdziwy patriotyzm. Karol Wojtyła od dziecka wychowywany był na Słowackim i dopiero będąc papieżem mógł zrozumieć, że o nim były słowa poety „pomazaniec z Krakowa”. Zrozumiał to, bo pochodził z domu, gdzie ważna była tradycja, wsłuchiwanie się w słowa innych ludzi i tworzenie dzięki temu więzi, których czas nie naruszy.

 

* * *

Po rozmowie z Panem Januszem wiem już na pewno: zakochałam się w jego pełnym mądrości, ciekawym wiedzy sposobie rozmawiania z drugim człowiekiem. Milczę przez długą chwilę, bo wciąż rozmyślam nad słowami, które do mnie kierował. Jego dystans do świata i poczucie humoru powodu­ją, że chciałabym kontynuować rozmowę. Wiem jedno: postaram się głębiej wsłuchiwać w słowa, w ich sens, dokładniej słuchać tego co mówi do mnie moja rodzina i nigdy nie ignorować tradycji.

Fragment książki Marzanny Graff-Oszczepalińskiej „Siła codzienności”, Wydawnictwo Diecezjalne i Drukarnia w Sandomierzu, Sandomierz 2008, s. 109-114