fot. Ewa Karłowicz
Wspomnienie prof. Tadeusza Tołłoczki
ks. Zdzisław Król
„Abiit non obiit” – Odszedł, ale pamięć o nim nie zaginęła
Pojemność słów jest zbyt mała, by wyrazić swój smutek z powodu tragicznej śmierci ks. infułata dr. Zdzisława Króla, która nastąpiła w trakcie wykonywania Jego kapłańskiego powołania. Do Katynia leciał nie tylko jako kapelan Warszawskiej Rodziny Katyńskiej, ale, jak sam to w rozmowie podkreślał, „z potrzeby serca”.
Pamięć jest jedyną formą przeciwstawienia się śmierci. Jednakże bez zasilania ona więdnie, bowiem czas ma w tym aspekcie siłę unicestwiającą. Pragnieniem wielu, wielu ludzi jest, aby postać Infułata żyła w naszej pamięci, bo osobowość Jego przerastała obowiązujące w okresie naszego życia reguły „życiowej gry” i uwarunkowania. Żaden opis ani formularz z życiorysem Księdza Infułata nie jest jednak w stanie ukazać ani „ducha”, ani bogatej w wartości Jego ujmującej osobowości, ani też motywów Jego działania.
Z pewnością Ksiądz Infułat czuł się człowiekiem szczęśliwym z tytułu spełnienia swojej życiowej pasji i życiowej misji, jaką obdarzył Go Stwórca, aczkolwiek sam mi w naszej rozmowie podczas choroby mówił, ze bardzo wielu zamierzeń nie udało mu się zrealizować. Jest to zresztą cecha wielkich osobowości, które nigdy nie spoczywają na laurach.
A działalność była nie tylko bogata, ale i wszechstronna. W kontaktach z ludźmi cechowała Go niezwykła wrażliwość i umiejętność rozumienia człowieka i jego trosk w potrzebie i biedzie. Udzielane rady i pomoc były wyrazem wielkiej życiowej mądrości opartej na chrześcijańskich zasadach życia i wartości.
Pomimo dogłębnej znajomości prozy codziennego życia promieniował zawsze optymizmem. Nie był to optymizm pusty, lecz zawsze wsparty uzasadniającymi argumentami.
Zarówno w swej działalności, radach, jak i wypowiedziach cechował go wielki rozsądek i poczucie odpowiedzialności. Każda wypowiedziana myśl była jasno, prosto i przejrzyście sformułowana, a ostateczne sądy zawsze bardzo wyważone. To sprawiało, ze był powiernikiem zarówno kłopotów, jak i radości dużej rzeszy ludzi, a w tym i moim.
Toteż i ja pragnąłbym przedstawić atmosferę, jaką tworzył i jaką promieniował w osobistych naszych kontaktach. Krótki opis relacji osobistych niech posłuży jako świadectwo bardzo bogatego nie tylko w ciekawe wydarzenia i liczne kontakty z ludźmi życia, ale w czynione im dobro. Pomimo że od lat zwracaliśmy się do siebie „po imieniu”, to jednak w domu i gronie najbliższych przyjaciół zawsze Księdza Infułata w skrócie nazywaliśmy „Księdzem Kanclerzem”, albo po staropolsku „Księdzem Dobrodziejem”.
Poznaliśmy się dokładnie przed 37 laty w domu państwa Aliny i Henryka Czarneckich. Wśród licznie zaproszonych gości byli również ks. Jan Miazek oraz profesorowie Akademii Medycznej, lekarze pracujący w Szpitalu Grochowskim oraz szereg zaprzyjaźnionych z gospodarzami osób.
Przez te 37 lat, w każdym roku, spotykaliśmy się wielokrotnie, zwykle w gościnnym domu państwa Czarneckich, czasami u nas, i okazjonalnie w mieszkaniu Księdza Infułata. Stałymi uczestnikami tych spotkań do końca był właśnie Ksiądz Infułat, ks. prof. Jan Miazek, państwo Czarneccy, moja żona Elżbieta i ja oraz szereg bliskich gospodarzom osób.
W miarę upływu lat osobista znajomość przeistaczała się w stale umacniającą się przyjaźń, wyrażającą się wzajemną życzliwością i niczym niezmąconą szczerością naszych kontaktów. Spotkania te stały się dla mnie zawsze oczekiwaną możliwością wymiany myśli kształtujących życiowe postawy wobec zachodzących zmian w kraju. Toteż wspólnie przezywaliśmy i omawialiśmy takie wydarzenia, jak: wizyty Ojca Świętego Jana Pawła II, śmierć ks. Jerzego Popiełuszki, czy polityczna i ekonomiczna transformacja w Polsce. Ksiądz Infułat nigdy nie unikał rozważania tematów trudnych i sprzecznych z lansowanymi przez media opiniami. W poczuciu obowiązku doprowadził do wmurowania w ścianie swego parafialnego kościoła Wszystkich Świętych tablicy ku czci zamordowanych Polaków ratujących Żydów.
Wygłaszane piękną polszczyzną kazania były zawsze bardzo bogate w swej treści. Zmuszały do refleksji. Wiele z tych kazań, wygłaszanych z okazji świąt kościelnych i narodowych, było retransmitowanych i interpretowanych w Radiu „Wolna Europa” ze względu na religijne i patriotyczne motywy i ich „meritum”. Stanowiły one kontrast w stosunku do panującej „etyki pozorów, szablonów”, a więc i kłamstw.
Ksiądz Infułat uczestniczył w wielu moich osobistych i rodzinnych ważnych wydarzeniach życiowych, jakimi były ślub mojej córki Marii, dwa chrzty oraz pogrzeb mej matki Józefy i syna Pawła. Jego udział w tych zarówno radosnych, jak i bolesnych przeżyciach zawsze przepojony był troską, współczuciem i pomocą.
Z kolei żona i ja zostaliśmy zaszczyceni zaproszeniem na uroczystość związaną z 50-leciem kapłaństwa obchodzoną w jego rodzinnej parafii. Uczestniczyliśmy również w uroczystości pogrzebowej jego śp. ojca, a w końcu i w pogrzebie jego samego w świątyni Opatrzności Bożej.
W okresie tych 37 lat naszej przyjaźni wzbogacał naszą wiedzę o życiu Kościoła w Polsce i na świecie wieloma faktami, wydarzeniami, jak i interpretacja tych wydarzeń. Bardzo przekonywująco wyjaśniał stanowisko Kościoła w odniesieniu do wielu spornych lub mylnie przedstawianych przez media spraw.
W sposób szczególny utkwił mi w pamięci jego głęboki niepokój i obawa o życie ks. Jerzego Popiełuszki po jego porwaniu, a przed odnalezieniem zwłok. Po latach został postulatorem procesu beatyfikacyjnego księdza Jerzego.
W okresie, kiedy pełnił funkcję kapelana pracowników Służby Zdrowia, dwukrotnie zapraszany byłem do wygłoszenia wykładu dla księży kapelanów szpitalnych podczas ogólnopolskich konferencji organizowanych w Niepokalanowie. Odebrałem to jako zaszczytne wyróżnienie i wyraz zaufania. Wówczas bardzo wyraźnie dostrzegłem i zrozumiałem wspólnotę kapłańskiego i lekarskiego posłannictwa wobec chorych.
Wśród wielu pamiątek i pamiętnych wydarzeń związanych z osobą ks. dr. Zdzisława Króla posiadamy jedna szczególną, a mianowicie telefoniczne nagranie jego głosu dokonane na kilka dni przed tragiczną śmiercią, a potwierdzające udział w planowanym u nas w domu, po powrocie z Katynia, spotkaniu z udziałem naszych wspólnych przyjaciół: ks. prof. Jana Miazka i państwa Aliny i Henryka Czarneckich
Tradycje tych spotkań kontynuujemy nadal. Odczuwalny jest jednak brak Księdza Infułata. Pozostał on jednak żywy w naszych wspomnieniach, myślach i rozmowach. Wielokrotnie wypowiadane jest pytanie, jak omawiane zagadnienie widziałby i zinterpretował ks. infułat Zdzisław Król. Dziś, w smutku i żalu, oddajemy hołd Jego pamięci.
prof. Tadeusz Tołłoczko
[za:] Byłem świadkiem, Warszawa 2011, s. 271-274.