fot. Ewa Karłowicz
Wspomnienie o Stryjku
ks. Zdzisław Król
„Można odejść na zawsze, by stale być blisko”. Tak pisał w jednym ze swoich wierszy ksiądz Jan Twardowski. I dla nas, najbliższych, mój stryjek Zdzisław Król, pomimo że odszedł daleko, z nami pozostanie na zawsze blisko… Musimy dalej ponieść Jego nadzieje i marzenia pokładane w najbliższych. To ostatnia, a zarazem największa rzecz, jaką jesteśmy Jemu winni. Przez wszystkie lata naszego wspólnego przebywania był dla nas ojcem i powiernikiem naszych codziennych problemów. Był tym, który służył pomocą i mądrą radą, a ogromny spokój wewnętrzny, jaki emanował od Niego, pomagał nam pokonywać wszelkie przeciwności losu. Ale przede wszystkim był dla nas wzorem do naśladowania. Dziś pozostały tylko wspomnienia i zapewnienie, że wszystkie chwile, których razem doświadczyliśmy, nie pójdą na marne.
„Jedyna prawdziwa satysfakcja, jaka istnieje, to przez cały czas wzrastać wewnętrznie, stając się bardziej sprawiedliwym, prawdziwym, hojnym prostym, ludzkim, dobrym, uczynnym. A wszystko to możemy osiągnąć przez codzienne wykonywanie swojej pracy najlepiej jak potrafimy”. Myślę, że te słowa Jamesa Freemana Clarka, mogę śmiało odnieść do tego, aby jak najkrócej scharakteryzować osobowość mojego stryjka.
W dniu 28 listopada 2010 roku w rodzinnej parafii Pniewo miało miejsce uroczyste odsłonięcie tablicy upamiętniającej Jego osobę. Dzień 28 listopada to dzień Jego imienin i zazwyczaj w tym dniu otaczało Go swoją życzliwością grono najwierniejszych przyjaciół. Tak było też i w dniu odsłonięcia tablicy pamiątkowej, tylko Jego nie było wśród nas. 10 kwietnia 2010 roku wyruszył w swoją ostatnią podróż pozostawiając po sobie pustkę smutek, żal i pytanie „Czy tak musiało się stać?”.
To pytanie pozostaje nadal bez odpowiedzi. Wsiadając w dniu 10 kwietnia do rządowego samolotu, nie był przypadkowym pasażerem. Pomimo iż przebywał na zasłużonej emeryturze, miał swoje plany i przekonania, których gotów był bronić, angażując się w nie całym sobą. Był przekonany, że trzeba zmieniać Polskę, a w swoich działaniach nie był gołosłowny. Doświadczył czasów trudnych. Szedł z Chrystusem przez czas politycznego zniewolenia i walki z Kościołem. Był to czas wyzwań, kiedy liczyła się odwaga i zarazem roztropność. Dlatego tak ważną dla niego sprawą było ujawnianie prawdy. Wielokrotnie akcentował, jak bardzo sprawa katyńska związana jest z „naszą przyszłością, naszą narodową godnością, naszym patriotyzmem”. Pozostał wierny do końca tym założeniom, decydując się oddać hołd pomordowanym Polakom w Katyniu i wybierając się w tą ostatnią podróż.
Na rozpoczęcie Sympozjum Katyńskiego na Zamku Królewskim w Warszawie w 2009 roku przygotował modlitwę, która w pewnym sensie była inspiracją do zamieszczenia Jego słów na tablicy pamiątkowej, a która jednocześnie podkreśla, jak istotne w Jego życiu było ujawnienie prawdy katyńskiej. Pozwolę sobie na przytoczenie fragmentu tej modlitwy:
„Jak wiemy z katechizmu, modlitwa jest to wzniesienie myśli i uczuć do Boga. W tym miejscu czujemy, jak trudno jest nam wznieść nasze myśli i uczucia do Boga w sprawie tak trudnej jak zbrodnia katyńska. Analizując zdarzenia tamtych dni, chcemy poznać prawdę, o której Chrystus mówił, że nas wyzwoli, wyswobodzi, a jednak gdy ją poznajemy, rodzą się w nas uczucia bólu, bezsilności, powiedzmy szczerze, nawet pewnej rozpaczy, bo oto od tylu lat wołamy do świata, do naszych władz, do sprawców zbrodni. Walczymy o prawdę tamtych wydarzeń, a ciągle nie znamy jej pełni…”.
Odsłaniając tablicę z kamienia ku Jego pamięci, chcieliśmy budować o nim pamięć trwalszą niż ta tablica. Mam nadzieję, że wśród wielu uczestników tamtej listopadowej uroczystości, w sercu każdego pozostanie cząstka Jego osoby i tą cząstkę będziemy wspólnie nieść przez długie lata.
Również w Parafii Wszystkich Świętych w Warszawie, w dniu 9 kwietnia 2012 roku zostało odsłonięte popiersie mojego Stryjka, poświęcone przez Kazimierza Kardynała Nycza Metropolitę Warszawskiego.
Mojemu stryjkowi od zawsze szczególnie bliskie były rodzinne strony i nigdy nie zapominał o miejscu swojego pochodzenia – rodzinnym Ździeborzu i Parafii Pniewo, a także o Parafii Wszystkich Świętych w Warszawie, gdzie przez wiele lat był Proboszczem. Dlatego też chcieliśmy choć w tak symboliczny sposób pozostawić pamięć o nim w miejscach szczególnie Jemu bliskich. Okoliczności Jego tragicznej śmierci sprawiły, że został pochowany w Świątyni Opatrzności Bożej w Warszawie.
Po jego tragicznej śmierci pozostały na dysku komputera myśli podyktowane Pani Agnieszce Siedlok, które miały być podstawą do napisania przez niego książki. Spisywanie zostało rozpoczęte we wrześniu 2009 roku, a zakończyło się w styczniu 2010 roku, czyli trzy miesiące przed śmiercią… Kiedy przekazywaliśmy do kurii dokumenty, które stryjek zalecił mi oddać, to ksiądz Infułat Grzegorz Kalwarczyk, ówczesny kanclerz Kurii Metropolitalnej Warszawskiej, powiedział: „…trzeba to koniecznie wydać… a przecież mówił, że nic nie pisał…”. I dlatego śmiało śmiem stwierdzić, że głównym motorem i sprawcą, który zmobilizował nas do wydania książki, był Ksiądz Infułat Grzegorz Kalwarczyk. I tylko dzięki Jego ogromnemu wsparciu i zaangażowaniu udało się nam spełnić zamierzenia mojego stryjka i wydać drukiem, można by powiedzieć, dzieło niedokończone. Mam świadomość, że mój Stryjek mógłby jeszcze coś dodać lub zmienić. Wydaje mi się jednak, że choć po części udało się nam spełnić jego wolę, gdyż jego celem było utrwalenie na kartach papieru swoich myśli, które nie dotyczyły tylko Jego osoby, ale różnych zdarzeń, których był świadkiem od wczesnego dzieciństwa, aż do dnia, w którym zakończył spisywanie.
Dla mnie i mojej rodziny zawsze pozostanie w pamięci jako najlepszy Ojciec i powiernik naszych codziennych problemów, który nie pozostawiał nikogo bez swojego wsparcia.
Ewa Karłowicz
czerwiec 2015