fot. archiwum rodzinne
Wspomnienie Jana Kempary
gen. Bronisław Kwiatkowski
Jako podchorążowie byliśmy w jednej kompanii, robiło się więc też i różne numery. Początkowo sprawiał wrażenie niepozornego, skromnego i cichego kolegi. Wygląd miał taki trochę góralski (pochodził z Bieszczad), a wkrótce okazało się, że ma też w sobie coś z górala. Nie był zadziorny, ale tylko do momentu, gdy ktoś mu zaszedł za skórę. Wtedy nie było przeproś. Nie chował jednak urazy i po rozwiązaniu problemu stawał się znowu tym przyjacielskim i do rany przyłóż Bronkiem.
Gdy skończyliśmy podchorążówkę, nasze drogi się rozeszły. Spotkaliśmy się ponownie na wzgórzach Golan. Bronek się zmienił. Bagaż doświadczeń oraz dojrzałość sprawiły, że jego bieszczadzkie cechy nabrały bardziej szlachetnego charakteru. Wprawdzie pozostała w Nim ta rogata dusza z Bieszczad, ale unikał konfliktów tam, gdzie adwersarz nie był tego wart. Od tego czasu często kontaktowaliśmy się na gruncie zawodowym. Wspólnie służyliśmy w 6 BDSz, a potem spotykaliśmy się na ćwiczeniach w NATO oraz na wielu odprawach. Zaczął mi imponować umiejętnością organizacji pracy oraz analitycznym podejściem do rozwiązywanych problemów.
Osiągnął w wojsku bardzo dużo, między innymi jako jeden z pierwszych oficerów po rozpadzie Układu Warszawskiego został skierowany na studia do uczelni NATO. Jednak wszystko, co osiągnął, było efektem wyłącznie Jego pracy i talentu, a nie układów. Zresztą brzydził się zasadą „po trupach do celu”. Miał rzadką umiejętność zjednywania sobie ludzi. Nie zmieniło się to do ostatnich dni Jego życia.
„Polska Zbrojna” nr 16, 18 kwietnia 2010, s. 44.