W stopniu kapitana (fot. ze zbiorów Wandy Buk)
Wspomina Jan Kempara
Poznałem Tadeusza Buka jeszcze jako kapitana. Dość szybko zorientowałem się, że jest człowiekiem orkiestrą i wspólnie będzie nam po drodze. Był na pozór trudnym typem podwładnego, z którym niektórzy przełożeni woleli nie mieć do czynienia. Zawsze miał coś do powiedzenia, zawsze miał swoje zdanie – gotów był go bronić do upadłego. Nigdy nie był lizusem, a nieprzychylni Tadkowi zwykli mówić, że «Buku» jest pyskaty. Nie wiedzieli, jak wiele tracą, nie chcąc tych Jego pyskówek wysłuchać do końca.
Nie wiem, kto się na Nim poznał pierwszy, ale z pewnością dobrze ocenił Go generał Włodzimierz Michalski, który wyznaczył młodego, mało wówczas znanego kapitana na stanowisko dowódcy tworzonego pułku kawalerii powietrznej. Uznał widocznie, że Jego negatywna cecha charakteru jest tylko z pozoru taka, głębiej kryje się natomiast ze wszech miar fascynująca osobowość.
Szybko się również przekonałem, że „trudny” był tylko w procesie wypracowywania decyzji, gdy szukał prostych, ale skutecznych rozwiązań. Swoje racje potrafił wyrazić w zrozumiały sposób. Stosowanie się do często powtarzanej przez Tadka maksymy: „nie kłóć się z głupcem, bo inni mogą nie zauważyć różnicy”, zmuszało do szukania argumentów, a nie mocnych słów. Kiedy jednak decyzja zapadła, z niezwykłą konsekwencją wdrażał ją w życie. I tu z kolei mieli z Nim często kłopoty wykonawcy tych decyzji, bo był profesjonalistą konsekwentnym i aż do bólu skutecznym w działaniu. Nie przepadali więc za Nim ci, którzy chcieli się po problemie prześlizgnąć. Kochali natomiast ludzie, którym na sercu leżało dobro sprawy.
Tadek był oficerem nie tylko skutecznym w działaniu i bardzo elastycznym, lecz także o niesamowitej fantazji. To on pierwszy wykorzystał w Iraku kawalerię w walce, zgodnie z jej przeznaczeniem, i stworzył z niej narzędzie mogące skutecznie działać w nocy. Uczynił w ten sposób milowy krok dla naszych sił zbrojnych.
Byliśmy przyjaciółmi i w ostatnich latach również sąsiadami. Przebywanie w jego towarzystwie było nieustanną ucztą intelektualną. To człowiek niezwykle oczytany i mądry, miał też dar jasnego formułowania myśli. Prywatnie na pozór twardy, nawet szorstki, w rzeczywistości ciepły, o dobrym sercu. Dowcipny i świetny kompan do wszystkiego. Kochał rodzinę, konie i życie. Snuł wiele planów na przyszłość, chociaż dla wielu wydawały się one mało realne. Znałem go na tyle, by wiedzieć, że w zrealizowaniu tych nierealnych na pozór planów mogła przeszkodzić Tadeuszowi tylko ta nagła i bolesna dla nas wszystkich śmierć.
„Polska Zbrojna” nr 16, 18 kwietnia 2010, s.46.