Słucham opowieści o Tobie

Wrocław, 1976/1977 (fot. ze zbiorów Marty Murzańskiej-Potasińskiej)

Słucham opowieści o Tobie

gen. Włodzimierz Potasiński

Major Michał Cymbalista

Generał często jeździł z nami na operacje. Braliśmy ze sobą zastępcę dowódcy kontyngentu w stopniu generała. To nieprawdopodobna odpowiedzialność. (…) Fajne było mieć ze sobą tego Generała. Nie musieliśmy patrzeć, gdzie jest, co robi, był jednym z nas. Akcją dowodził ten, kto miał dowodzić, a Generał po prostu brał w niej udział. To była rzadko spotykana postawa. Zazwyczaj generałowie dowodzili z terenu bazy, nie jeździli na akcje. (…)

 

Generał brygady Marek Olbrycht

Włodek był dla Wojsk Specjalnych jak mądry ojciec. Surowy i sprawiedliwy. (…) Był przede wszystkim konsekwentny w realizowaniu własnych pomysłów na życie. Nawet kiedy wiedział, że coś jest niezgodne z przepisem czy jakimś założeniem, tym samym mało prawdopodobne do realizacji, podejmował decyzję i ponosił jej konsekwencje. Później albo otrzymywał za to baty, albo odwrotnie. (…) Miał określone podejście planistyczne, nie był niezrozumiałym geniuszem wśród bandy idiotów. Nie był typem człowieka, przez którego mózg i usta przebiegało tysiące pomysłów, których nie miał kto zrealizować. Określał cel, podejmował decyzje i uparcie dążył do ich realizacji. Przestawał, gdy osiągnął cel.

Planowanie i konsekwencja w realizacji zadań to były jego cechy charakterystyczne. Nie opierał rzeczywistości na glinianych nogach.

 

Marzena Janus, koleżanka z klasy

Chodziliśmy do jednej klasy przez osiem lat, całą szkołę podstawową. Klasy były wtedy czterdziestoosobowe. Nie pamiętam, czy Włodek był dobrym uczniem. Mam w głowie obraz przystojnego chłopaka, w którym skrycie się podkochiwałyśmy. Był dobrze zbudowany, najwyższy w klasie.

Stawał zawsze w rozkroku, z szeroko rozstawionymi nogami, z podwiniętymi rękawami. Takiego go pamiętam z VIII klasy. Podobał się wszystkim dziewczynom, ale jego interesował tylko sport. (…)

 

Generał dywizji Piotr Patalong

Braliśmy udział w sześciomiesięcznym kursie instruktorów spadochronowych. (…) Kurs rozpoczynał się dwumiesięcznym szkoleniem poświęconym przygotowaniu ciężkich ładunków do zrzutu ze statków powietrznych, tzw. tara ciężka. To była masakra. Trzeba było pamięciowo opanować setki konfiguracji załadowczych, nauczyć na pamięć nazw miliona śrubek, układów, węzłów. Uczyliśmy się nocami, lecz nawet to czasami nie pomagało. Kluczem do sukcesu były dobrze sporządzone notatki. To właśnie Włodek miał magiczny zeszyt, w którym czytelnie wszystko opisał i podparł odpowiednimi rysunkami. Pamiętam ten zeszyt, był hitem naszego kursu i każdy starał się go pożyczyć i w mniej lub bardziej udany sposób powielić. (…)

 

Generał rezerwy Roman Polko

Podziwiałem go za to, że wystartował w Biegu o Nóż Komandosa. Mógł przyjechać na święto 1. Pułku Komandosów w Lublińcu w galowym mundurze. Wznieść toast, udekorować kogoś medalem, ustawić się do pamiątkowych zdjęć. Zamiast tego, w polowym mundurze i ciężkich butach, w deszczu biegł 14 kilometrów. Stanął tym samym w jednym szeregu z żołnierzami, często ze swoimi podwładnymi i, co ciekawe, wcale nie na dobrej pozycji startowej. Wszyscy proponowali Generałowi miejsce z przodu, ale on nie biegł po to, by zwyciężyć.

 

Podpułkownik dr Krzysztof Styburski

Wyjątkowość mojego dowódcy polegała nie tylko na zaangażowaniu w pracę, ale również na łatwości zarażania ideą wszystkich, którzy przebywali w jego otoczeniu. Dowódca posiadał to coś, jemu się ufało. Ufali mu podwładni i ufało środowisko międzynarodowe. Podstawą tego zaufania nie była wizja, ale konsekwencja we wprowadzaniu w czyn rzeczy nowych i trudnych, przed którymi nie uciekał. (…)

 

Komandor Dariusz Wichniarek

Generał był innym dowódcą niż ci, z którymi miałem do czynienia do tej pory. Nie zachowywał się szablonowo i wyniośle jak dwugwiazdkowy generał. Był po prostu jednym z nas. Mówiąc językiem komandosów, nie wywyższał się, był skromny.

Niejednokrotnie wiele czasu poświęcaliśmy na analizę intencji postawionych nam zadań. Kiedy pojawiał się Generał, siadał z nami i w ciągu kilku minut przedstawiał, o co chodzi i czego oczekuje. Zadanie stawało się wówczas banalnie łatwe. Był wymagający, ale zawsze zachęcał do poszukiwania nowych i nieszablonowych rozwiązań. W kontaktach z nim słowa „ku chwale Wojsk Specjalnych” nabierały magicznego znaczenia. Chyba wszyscy mieliśmy poczucie, że uczestniczymy w historycznym wydarzeniu, jakim jest rozwój nowego rodzaju sił zbrojnych. Ja wywodziłem się z Formozy, ale dopiero przy generale Potasińskim nauczyłem się patrzeć poza horyzont. Rzeczy niemożliwe stawały się możliwe do osiągnięcia. Była w tym pewna magia. (…)

 

Pułkownik Dariusz Karwiński

Kiedy chciałem odejść z wojska, Dowódca zawołał mnie na rozmowę, pytając o powody decyzji. Przedstawiłem swoje argumenty, na co usłyszałem:

– Nie zgadzam się. Nie przyjmuję do wiadomości pana kroku. Chcę panu zaproponować inne stanowisko i potrzebuję pana na nim.

Ciężko mi było odmówić i nie odmówiłem, bo proponował mi to nie kto inny, tylko Dowódca. Jemu się nie odmawiało. Obiecałem mu wtedy, że będę tu nie krócej niż on. A teraz ja jestem tu, a jego nie ma, choć moim Dowódcą zawsze pozostanie. Inni przyjdą i odejdą.

 

Generał brygady Kazimierz Wójcik

Miał niesamowitą umiejętność wysłuchiwania problemów i ich rozwiązywania. Pamiętam moje zaskoczenie podczas pierwszej odprawy, w której uczestniczyłem jeszcze w roli obserwatora. Zamiast standardowego składania meldunków usłyszałem:

– Proszę mi meldować problemy.

Podsumowując odprawę, Włodek zgłoszone problemy natychmiast przekuwał w konkretne zadania. Mało kto tak potrafi. Z reguły każdy chce się zastanowić, potrzebuje czasu, konsultacji.

Zobaczyłem wtedy, że to prawdziwy dowódca, jakich jest niewielu. Można zostać generałem, ale żeby być dowódcą, trzeba mieć predyspozycje.

Był człowiekiem, który nie stresował ludzi. Żądał realizacji zadań, ale jeżeli zadanie nie było wykonane w pełni, potrafił dać następną szansę. Zawsze chciał widzieć efekt, i to najwyższej jakości. (…)

 

Pułkownik Jerzy Gut

On, żołnierz, człowiek, który codziennie stawiał czoło śmierci, był bezsilny wobec choroby. Nie mógł pomóc najbliższej osobie, żonie, którą kochał, nie mógł z niej zdjąć cierpienia, przeżywać za nią bólu. Jedyne, co mógł, to być razem, dlatego zjechał z misji do kraju.

Dokonał wyboru. Był to wybór tak samo oczywisty, jak dramatyczny. Będąc dowódcą, żołnierzem z krwi i kości, zostawił swoich żołnierzy, za których czuł się odpowiedzialny, w chwili, gdy ponosiliśmy pierwsze śmiertelne ofiary.

Pamiętam, że kiedy wyjeżdżał z misji, leciały mu z oczu łzy. Jemu, twardzielowi.

Wrócił z wojny w Iraku do kraju, by wypowiedzieć wojnę chorobie. Mimo że zrobił wszystko, co było w jego mocy, przegrał. (…)

 

Generał Mieczysław Stachowiak

Zapamiętam Włodka jako człowieka, który zawsze dokładnie planował i skrupulatnie wykonał to, co było do zrobienia, ale nie zawsze używał języka dyplomacji. Sprawę zazwyczaj stawiał twardo. (…) Wyglądało na to, że ciągle walczył ze sztabem.

 

Chorąży Rafał Ziółkowski

Generał uwielbiał noże. Dostawał je w prezencie, zbierał, miał wszędzie i różne. Kiedy przygotowywałem mu oporządzenie na akcję, to zawsze był jeden amerykański nóż z tyłu, drugi z przodu, trzeci gdzieś tam ukryty. Chyba z pięć miał przy sobie zawsze. Ta ksywa, Długi Nóż, urodziła się chyba w SGPSz-u (Samodzielna Grupa Powietrzno-Szturmowa). Nawet kilka operacji miało kryptonim Long Knife.

Dowódca kiedyś zapytał:

– Czy to prawda, że mówią na mnie Długi Nóż?

– Mówią – odpowiedziałem.

– A dlaczego długi? – spytał.

Krótki przecież Generał nie jest, pomyślałem (…)

 

Pułkownik Witold Klinger

Wszyscy go kochali. Nie trzymał dystansu. Zawsze uśmiechnięty, bez nadętej, poważnej miny. Takiego go zapamiętamy z tym słynnym „Oki doki” zamiast OK.

Często dawał nam zadania specjalne. To była dodatkowa praca, ale wystarczyło powiedzieć żołnierzom, że to dla generała Potasińskiego, i było zrobione, niezależnie od tego na kiedy.

Jak coś źle szło, jak były problemy, dzwoniłem do „Potasa”. Zawsze odbierał telefon, zawsze znajdował czas, by porozmawiać. (…)

Miał wielkie plany, roztaczał wizje i wierzył w ich realizację. Daleko i wysoko mierzył i zrealizowałby te pomysły, bo cechowała go nieustępliwość i konsekwencja. (…)

 

Pułkownik Mariusz Jaślarz

Bardzo mi Go brakuje. (…) Dobry dowódca to ten, przed którym maszerują nie żołnierskie buty, a żołnierskie serca. Taki właśnie był nasz Dowódca.

Fragmenty z książki Marty Potasińskiej „Słucham opowieści o Tobie” z 2011 roku.