Podczas powitania żołnierzy VII zmiany PKW w Iraku, lotnisko Gdańsk-Rębiechowo, 30 stycznia 2007 (fot. Marian Kluczyński)
Sojusznicza dekada
gen. Franciszek Gągor
Jakie zmiany zaszły w siłach zbrojnych pod wpływem naszej przynależności do NATO? Czy po dziesięciu latach transformacji osiągnęliśmy wszystkie zamierzone cele?
Najwięksi sceptycy twierdzą, że ostatnia dekada to dla armii czas kompletnie stracony. Widzą ją w stanie totalnej zapaści i wróżą nieuchronny rozpad. Oceny ekspertów wojskowych są tutaj zdecydowanie bardziej optymistyczne. Może dlatego, że do skali zmian, jakie dokonały się w polskim wojsku w pierwszej dekadzie naszego członkostwa w NATO, mogą odnieść się z perspektywy własnych, praktycznych doświadczeń, dobrze pamiętając, z jaką armią startowaliśmy w sojuszu w 1999 roku.
Zmiany związane z wejściem polskiej armii do NATO dotknęły wszystkich obszarów jej funkcjonowania. Są one widoczne w rozwoju kadr, strukturze organizacyjnej i charakterze naszego wojska, uzbrojeniu i sprzęcie, systemie szkolenia, doktrynach, regulaminach oraz obowiązujących procedurach. Chciałbym się odnieść do niektórych obszarów tych zmian.
Stabilne finansowanie
Polska we właściwym czasie i w pełni wykorzystała szansę integracji z sojuszem północnoatlantyckim. Stając się członkiem najsilniejszego paktu wojskowego na świecie, z jednej strony dołączyliśmy do wielkiej rodziny euroatlantyckich państw wyznających te same wartości i gotowych stanąć w ich obronie, a z drugiej – opuściliśmy szarą strefę bezpieczeństwa, w której znaleźliśmy się po rozpadzie Związku Radzieckiego i jałtańskiego systemu politycznego w Europie.
Od początku wiedzieliśmy, że nasze członkostwo w sojuszu to nie tylko przywilej poczucia bezpieczeństwa, ale także poważne zobowiązanie polegające między innymi na tym, że Polska i jej armia, mówiąc językiem ekonomii, stanie się współproducentem tego bezpieczeństwa, stosownie do swoich możliwości i potencjału.
Wiedzieliśmy, że nasze siły zbrojne czekają duże zmiany związane z ich dostosowaniem do standardów NATO. Sprawą najważniejszą stała się kwestia stworzenia i utrzymania skutecznego mechanizmu stabilizującego finansowanie obronności. W latach dziewięćdziesiątych największą zmorą planistów wojskowych, obok ciągle zmieniających się zadań, był bez wątpienia brak stabilnych warunków finansowania i poważny niedostatek środków nie tylko na modernizację techniczną i inwestycje, ale i na szkolenie sił zbrojnych. Wszelkie kalkulacje finansowe okazywały się błędne w zderzeniu z nienajlepszą sytuacją budżetową państwa i brakiem mechanizmów stabilizujących nakłady finansowe na wojsko. Same założenia finansowania planów były nierealne. Nakłady w wysokości 3,0-3,5 procent PKB nie miały szans na realizację wobec ogromnych potrzeb innych działów budżetu państwa.
Kluczowym aktem prawnym, który dał podstawę do stabilnego finansowania, była uchwalona 25 maja 2001 roku „Ustawa o przebudowie i modernizacji technicznej oraz finansowaniu Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej w latach 2001-2006”. To był przełom. W ustawie tej zapisano, że wydatki obronne państwa mają wynosić nie mniej niż 1,95 procent PKB, a wydatki na modernizację techniczną powinny stanowić co najmniej 20 procent budżetu obronnego.
Powstał skuteczny mechanizm stabilizujący finansowanie obronności. Znalazło to konkretne odbicie w procesie transformacji sił zbrojnych, a zwłaszcza ich modernizacji technicznej. Dlatego stabilne finansowanie rozwoju sił zbrojnych to, moim zdaniem, jedna z najważniejszych kierunkowych zmian, jakie zaszły w polskiej armii po wstąpieniu do NATO.
Tutaj od razu pojawia się pytanie o tegoroczny budżet resortu obrony. Czy dalej możemy mówić o stabilnym finansowaniu sił zbrojnych? Dyskusje w tej sprawie towarzyszące obecnemu kryzysowi budzą niepokój. Wiemy, że w podczas kryzysu armia nie może być „wyspą szczęścia” na oceanie finansowych cięć i oszczędności. Ale tempo modernizacji technicznej armii jest uzależnione od posiadanych środków budżetowych, a te zostały w tym roku znacznie ograniczone.
Mam nadzieję, że jest to przejściowa sytuacja i że gospodarka światowa, a nasza w szczególności, szybko wróci do normy. Chcielibyśmy, aby Wojsko Polskie mogło się dalej rozwijać dzięki przewidywalnemu budżetowi. Inaczej trudno mówić o zorganizowanym, planowym rozwoju armii.
Pokoleniowa zmiana
Przystępując do NATO, mieliśmy armię, w której etacie było blisko 226 tysięcy stanowisk wojskowych. Liczebność tej armii w dekadzie poprzedzającej nasze wejście do sojuszu spadła o blisko 170 tysięcy. Kolejna znaczna redukcja przypadła na lata 2000-2001, kiedy zlikwidowano prawie 50 tysięcy etatów.
Znaczne redukcje były koniecznością. Wojsko Polskie, by mogło być modernizowane, musiało zostać przebudowane i uszczuplone. Należało pozbyć się przestarzałego uzbrojenia, sprzętu i zbędnej infrastruktury. To był jedyny sposób na znalezienie funduszy na jego unowocześnienie. Ilość musieliśmy zastąpić jakością. Ten proces trwa nadal. Program profesjonalizacji zakłada kolejne obniżenie wielkości etatowej armii przy jej jednoczesnym całkowitym uzawodowieniu.
Ostatnia dekada to głębokie zmiany w strukturze osobowej armii. Zmniejsza się korpus oficerski, dynamicznie rozwija się korpus szeregowych zawodowych. Obecnie to już prawie 20 tysięcy żołnierzy, z czasem będzie ich znacznie więcej.
Po pełnym uzawodowieniu armii odsetek żołnierzy zawodowych przyjętych w czasie naszej przynależności do NATO wzrośnie do około 80 procent. Oznacza to, że już obecnie dokonała się poważna zmiana pokoleniowa w naszych siłach zbrojnych, a wkrótce zdecydowaną większość żołnierzy będą stanowili ci, których przyjęto do służby po 1998 roku. Dziesięć lat Sił Zbrojnych RP w NATO będzie świętować w mundurze już tylko dziesięciu generałów spośród tych, którzy mieli generalskie i admiralskie wężyki 12 marca 1999 roku.
Rośnie rola kobiet – żołnierzy zawodowych. W momencie wstąpienia do NATO w siłach zbrojnych służyło 238 pań, głównie na stanowiskach zabezpieczających, przeważnie w logistyce. Po dziesięciu latach liczba kobiet wzrosła do 1153, i służą one we wszystkich rodzajach sił zbrojnych i wojsk. Kolejnych 340 przygotowuje się do zawodu w szkołach oficerskich i centrach szkolenia.
Poznać standard NATO
Nowe zadania i wymagania, nowe regulaminy oraz procedury wymusiły także zmiany w systemie edukacji i szkolenia żołnierzy. Nie ma obecnie w siłach zbrojnych nikogo, kto w minionym dziesięcioleciu nie był dodatkowo kształcony lub szkolony. Znaczna część żołnierzy zdobywała edukację za granicą, głównie w Stanach Zjednoczonych, ale również w Wielkiej Brytanii, Francji, Niemczech, Kanadzie i Holandii. Ogółem, w latach 1998-2008 na szkolenie w państwach NATO skierowano ponad 2,5 tysiąca żołnierzy zawodowych. Prawie dwustu z nich ukończyło najwyższe rangą studia podyplomowe otwierające drogę do najważniejszych stanowisk w siłach zbrojnych.
Poważny wpływ na jakość żołnierzy zawodowych wywarły operacje i misje, zarówno te prowadzone pod flagą NATO, jak i związane z doraźnymi koalicjami, bądź pod auspicjami innych organizacji, głównie ONZ, a przez ostatnie lata także Unii Europejskiej. Szczególną rolę odegrał nasz udział w operacji na Bałkanach, następnie w Iraku i Afganistanie.
Misje stały się motorem napędowym zmian o charakterze wręcz systemowym, a zdobyte tam doświadczenia przekładają się na przeobrażenia w całych siłach zbrojnych, co znajduje odzwierciedlenie w uzbrojeniu i sprzęcie bojowym, szkoleniu, taktyce i tym podobnym. Od czasu zakończenia II wojny światowej nasze siły zbrojne nigdy nie miały w swoich szeregach aż tylu żołnierzy z doświadczeniem bojowym.
Poważną rolę w podnoszeniu kwalifikacji naszych wojskowych odegrały także ćwiczenia sojusznicze różnego szczebla. Ogółem do końca 2008 roku nasi żołnierze brali udział w około 70 ważniejszych ćwiczeniach sojuszniczych lub wielonarodowych.
O stopniu naszej integracji z sojuszem świadczy także nasza obecność w jego strukturach, służba w sojuszniczych oraz wielonarodowych sztabach i instytucjach wojskowych. Zaczynaliśmy od 65 stanowisk w 1999 roku. Obecnie w strukturze dowodzenia sojuszu mamy ponad 300 żołnierzy, a w sumie do tej pory służyło w niej ponad tysiąc oficerów i podoficerów.
Nie zmarnowaliśmy czasu
Po dziesięciu latach przynależności do NATO dysponujemy głęboko odmienionym kadrowo wojskiem. Jest to armia, która wkrótce będzie w pełni zawodowa i której żołnierze zostali wyszkoleni według nowych zasad w kraju lub w państwach sojuszniczych. Znaczna ich część ma doświadczenie bojowe z różnorodnych misji i operacji lub przeszła przez sojusznicze bądź wielonarodowe jednostki i instytucje wojskowe. Dowodzą nią generałowie i admirałowie w zdecydowanej większości promowani na te stopnie już po wstąpieniu Polski do NATO.
Nasza armia z ukierunkowanej niemal wyłącznie na obronę terytorialną, mało mobilnej, z wieloma statycznymi systemami przekształciła się w armię bardziej nowoczesną i mobilną, lepiej wyposażoną, mającą znacznie większe możliwości operacyjne, zdolną do udziału w szerokim spektrum sojuszniczych operacji.
Efektem dekady transformacji SZRP jest też wyraźne spłaszczanie struktur organizacyjnych, usprawnienie dowodzenia i eliminowanie zbędnych ogniw pośrednich. W jakości uzbrojenia i sprzętu znacznie zmniejszyliśmy dystans dzielący nas od innych armii sojuszu.
Mijające dziesięć lat na pewno nie było dla polskiej armii wyłącznie pasmem sukcesów. Nie zabrakło błędów i potknięć. Mamy jeszcze wiele do zrobienia, ale porównując dzisiejszą armię z tą z lat dziewięćdziesiątych jestem przekonany, że nie zmarnowaliśmy danego nam czasu.
„Polska Zbrojna”, 2009, nr 11, s. 19-21.