Stołeczność zobowiązuje

fot. Archiwum DGW

Stołeczność zobowiązuje

Rozmowa z gen. dyw. Kazimierzem Gilarskim

Czy Dowództwo Garnizonu Warszawa poradzi sobie bez żołnierzy z poboru?

– Takiego problemu u nas już praktycznie nie ma.

Jak to nie ma problemu, skoro na nich opierają się pułki ochrony czy samochodowy, a przede wszystkim Batalion Reprezentacyjny?

– Boom na wojsko spowodował, że w podległych mi jednostkach, zarówno warszawskich, jak też we Wrocławiu i Sieradzu, od trzech miesięcy mamy pełne ukompletowanie. Wyjątek stanowi jeszcze Batalion Reprezentacyjny.

Nie wyobrażam sobie w batalionie trzydziestoparoletnich „młodzieńców”.

– Też sobie nie wyobrażamy, dlatego zakładamy, że służba w nim będzie trwała maksymalnie do sześciu lat.

Podstawą służby w batalionie są dobre prezencja i zdrowie.

– Tak, dlatego dla tych kandydatów stosowane są bardziej zaostrzone kryteria naboru. Od początku procesu profesjonalizacji chcieliśmy pozyskać ochotników na żołnierzy zawodowych tak jak to było dotychczas, spełniających wyższe wymagania niż te, które były stawiane innym żołnierzom.

Chcieliśmy, czyli się nie udało?

– Nie do końca. Wielu chętnych odpada. Nawet część naszych byłych żołnierzy, którzy chcieli ponownie służyć w batalionie, nie przeszła komisji lekarskich. Zgłasza się za to wielu, dla których zabrakło miejsca w innych jednostkach.

Plotka głosi, że po dwóch latach intensywnej służby można zostać inwalidą. Czy to prawda?

– Oczywiście, że nie, ale jeśli ktoś ma jakieś ukryte problemy ze zdrowiem, wyjdzie to wcześniej czy później. Chociaż nie ma już dawnych metod – musztry po dziesięć godzin czy bezsensownego wystawania w szyku – obciążenia są stosunkowo duże. Jak wszędzie, tak również tutaj zdarzają się wypadki losowe, ktoś dozna kontuzji. Ale mamy gabinet odnowy, możliwość korzystania z basenu, jest dobra opieka lekarska. Ponadto ceremoniał już jest zmieniany. Większość uroczystości – oprócz tych, gdzie treści patriotyczno-religijne połączone są z oficjalnymi – jest zdecydowanie krótsza. Myślę, że służba będzie coraz ciekawsza i nie zabraknie chętnych.

Pod warunkiem, że dacie tym żołnierzom perspektywę, pokazując, co z nimi będzie po zakończeniu kontraktu w pododdziałach reprezentacyjnych.

Najlepsi zostaną, bo doświadczona kadra jest zawsze potrzebna. Jeśli chodzi o resztę – chcemy, aby w naturalny sposób była wchłaniana przez inne jednostki. Dlatego będziemy przygotowywać ich do zmiany specjalności albo umożliwiać zdobycie zawodu i wykształcenia potrzebnego w cywilu.

Można jeszcze ubrać ich w mundury historyczne, bo wtedy wiek staje się nawet atutem.

– Orkiestra Reprezentacyjna już występuje w umundurowaniu z okresu Księstwa Warszawskiego. Jest to bardzo widowiskowe. Należy dodać, że były próby doposażenia batalionu w historyczne uniformy, ale ich wierne odtworzenie – zwłaszcza uzbrojenia – jest szalenie drogie. Ponadto tradycja tradycją, a batalion powinien jednak odnosić się do barw i wzorów współczesnych. Wiem, że są społeczne tęsknoty, ale oficerki, szable i rogatywki można pokazywać od święta, na co dzień zaś strój musi być przede wszystkim funkcjonalny.

Czy w dobie powszechnych cięć finansowych na reprezentacji też próbuje się oszczędzać?

– Uważam, że na pewnych rzeczach nie da się oszczędzać. A przynajmniej nie powinno. Uroczystości muszą być na najwyższym poziomie, czyli z udziałem odpowiednio liczebnego szyku pododdziału reprezentacyjnego i orkiestry. Do tego dochodzi stała warta przy Grobie Nieznanego Żołnierza. Tę tradycję trudno byłoby zmienić, skoro trwa od 1925 roku. Można pomyśleć tu o modyfikacji, wprowadzając chociażby nocą jednoosobowy posterunek obchodowy. Wiem jednak, że wszelkie zmiany spotkałyby się ze społeczną krytyką. Może więc z powodu kryzysu czy ograniczeń, jakie dotykają wojsko – wierzmy, że przejściowych – nie warto ruszać tradycji.

Ile uroczystości macie rocznie?

– Wszystkich, w których uczestniczy przeważnie tylko kilku lub kilkunastu żołnierzy, jest ponad tysiąc. A takich w pełnej gali, z udziałem kompani i orkiestry – przeszło dwieście.

 To po kilka dziennie…

– Dlatego pracujemy nad nowymi zasadami udziału wojskowej asysty honorowej w uroczystościach.

Na czym one miałyby polegać?

– Ceremoniał musi przede wszystkim uwzględniać zmiany, jakie zaszły w armii. Dotyczy to głównie liczby uczestniczących w danym przedsięwzięciu żołnierzy. Całego batalionu na uroczystości już nie będzie, kompanii i orkiestry na pogrzebach – też nie. Zwłaszcza że liczba orkiestr w siłach zbrojnych zostanie zmniejszona. Nowy ceremoniał musi to przewidywać.

Od kilku lat w szczególnie ważnych uroczystościach bierze udział pododdział kawalerii. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że szwadron jest trochę ciałem obcym, przyklejonym do pododdziałów reprezentacyjnych.

– Można było odnieść takie wrażenie. Dotychczas szwadron był utożsamiany bardziej z grupami rekonstrukcyjnymi, ponieważ w paradach uczestniczyło wiele rozmaitych formacji konnych, trochę na zasadzie pospolitego ruszenia. Mam nadzieję, że 3 maja to się zmieni – będzie tylko szwadron reprezentacyjny.

Chciał Pan powiedzieć Szwadron Stowarzyszenia Jazdy Polskiej…?

– Nie, bo od 1 stycznia szwadron jest wyodrębnioną jednostką wojskową z etatami obejmującymi ludzi, konie i sprzęt, podporządkowaną Batalionowi Reprezentacyjnemu. Przejęliśmy zarówno obiekty w Starej Miłosnej, jak i dawny ośrodek jeździecki Legii przy Kozielskiej. Ta formacja stała się zupełnie niezależna od stowarzyszenia, które było założycielem szwadronu, i nadal z nim będzie współpracować. W kwietniu już z nowym ceremoniałem będziemy celebrować wizytę premiera Indii. Jednak ten rok planujemy przeznaczyć głównie na uporządkowanie wszystkich spraw, przeprowadzenie koniecznych reorganizacji czy niezbędny zakup koni.

Ten czas przyda się chyba na uporządkowanie infrastruktury w stołecznym garnizonie. Instytucji zajmujących się tą problematyką jest przecież wiele. Czy jeszcze wiadomo, co jest czyje?

– Sporów nie ma, natomiast jest kilka koncepcji logistycznego zabezpieczenia instytucji funkcjonujących w stolicy. Uważam, że ten garnizon ma zbyt skomplikowaną strukturę, aby robić w nim eksperymenty, a tym bardziej rewolucję, której może nie wytrzymać. W Warszawie powinien być jeden zarządca. Mniej istotne jest, kto nim będzie. Jeżeli jest jeden gospodarz, to wie, gdzie dać. Gdy jest ich kilku, każdy ciągnie w swoją stronę i wtedy może być problem z racjonalnym wykorzystaniem infrastruktury.

A ilu ich jest teraz?

– Siedmiu.

Ile obiektów administrują?

– 76 kompleksów i 1015 budynków.

Powiedział Pan, że w Warszawie powinien być jeden gospodarz. Mniej istotne jest to, kto nim będzie…

– Warszawa jest na tyle ważna, a dynamika spraw tak duża, że najlepiej byłoby administrować nią tu, na miejscu. To czysty pragmatyzm, który często wymaga podejmowania natychmiastowych decyzji. Skoro rozważa się, czy nie wyłączyć Warszawy z województwa mazowieckiego jako miasta szczególnego, myślę, że w podobnym kierunku powinny iść rozwiązania w wojsku. To nie jest garnizon jak jeden z wielu. W żadnym innym nie ma blisko 200 instytucji różnego szczebla i około 20 tysięcy osób.

Od wielu lat mówi się o potrzebie dyslokacji dowództw na terenie stołecznego garnizonu i budowy polskiego Pentagonu, aby przynajmniej najważniejsze instytucje resortu były w jednym miejscu.

– To pomysł, który musi chyba jeszcze poczekać. Wydaje się, że kwestie lokalowe będzie można uporządkować dopiero po przeniesieniu dowództw – Wojsk Lądowych do Wrocławia i Sił Powietrznych do Poznania. Wtedy powinien przyjść czas na rozważania i planowanie. Przykład dyslokacji instytucji mieliśmy podczas przeniesienia pionów wszystkich wiceministrów do kompleksu przy alei Niepodległości. Z wszelkimi plusami i minusami tego posunięcia ministerstwo znalazło się pod jednym dachem.

Więcej jest plusów czy minusów?

– Czas potwierdza słuszność tej decyzji. Oczywistym minusem jest ciasny parking i zbyt pochopne opuszczenie budynku przy Królewskiej 1. Dzisiaj jednak nie ma już odwrotu. Teraz 40 procent tego obiektu zajmują Centralne Biuro Antykorupcyjne oraz oddział Agencji Mienia Wojskowego, który do końca roku ma się przenieść w inne miejsce.

Może uda się wprowadzić tam znowu instytucję wojskową.

– Teraz już wiemy, że będą tam instytucje wojskowe, które były, a częściowo jeszcze są, rozproszone po całej Warszawie. Często do zajmowanych przez nie obiektów zgłaszają roszczenia spadkobiercy. Zmiany w dyslokacji instytucji czekają nas już w związku ze zbliżającą się reformą organów administracji wojskowej, czyli wojewódzkich sztabów wojskowych i wojskowych komend uzupełnień. W ramach prac specjalnego zespołu powołanego przez ministra obrony dokonaliśmy lustracji zasobu infrastruktury wojskowej w garnizonie stołecznym, analizując, jak racjonalnie wykorzystać obiekty i które z nich są ewentualnie zbędne.

Jakie są konkluzje?

– Z pierwszymi wnioskami zapoznamy ministra.

Zanim nastąpi wielka przeprowadzka, trzeba te obiekty ochraniać. Po odejściu żołnierzy z poboru może się to okazać nie lada problemem.

– Problemu nie możemy sobie zrobić, bo uwzględniając prawa, jakie ma żołnierz zawodowy, istniejący obecnie system przestanie działać. Czeka nas więc po prostu daleko idąca reorganizacja systemu pełnienia służb i ochrony. Dla najważniejszych instytucji w MON jest ona już przygotowana. Na razie będzie system osobowy, ale stopniowo, bo to jest drogie, będziemy przechodzili na wykorzystanie techniki. Zmieniliśmy również zasady pełnienia służb.

Na czym te zmiany będą polegać?

– Problem sprowadza się do tego, jak wykonać zadania mniejszymi siłami, czyli zmniejszoną liczbą żołnierzy na służbach. Na przykład nie będziemy utrzymywać pododdziału alarmowego w dzisiejszym kształcie. Przyjęcie obecnego systemu sprowadzałoby się głównie do tego, że po 24 godzinach służby wszyscy, którzy ją pełnili, powinni mieć wolne. W efekcie musielibyśmy zwiększyć liczbę ludzi, a nie zmniejszyć. Ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby wprowadzić podwójne obowiązki dla niektórych służb. Przecież służbę w pododdziale alarmowym może z powodzeniem pełnić dyżurny z pododdziału. Z kolei warta, która odpoczywa, może zostać użyta w sytuacji nadzwyczajnej, co pozwoli oficerowi dyżurnemu na uruchomienie systemu alarmowego. Ponadto dążymy do zmniejszenia liczby żołnierzy pełniących służbę wartowniczą. Tam, gdzie okaże się to możliwe, wprowadzimy więcej posterunków obchodowych.

Liczby osób uprawnionych do samochodów służbowych pewnie nie uda się zmniejszyć. A kierują nimi również żołnierze z poboru. I co dalej?

– W Ministerstwie Obrony Narodowej opracowuje się plany, kto i na jakich zasadach będzie mógł korzystać z samochodów służbowych. Wymaga to dużych zamian, ale przede wszystkim dyscypliny i porzucenia wielu dotychczasowych przyzwyczajeń.

Trudno mi sobie wyobrazić generała jadącego tramwajem na odprawę.

– Na pewnych stanowiskach samochody muszą być, choćby dla utrzymania prestiżu wojska. Jednak to, czy powinno się z nich korzystać na dotychczasowych zasadach, jest kwestią otwartą. Samochody nie muszą być też przydzielane konkretnej osobie. Mogą być auta dyżurne w instytucjach. Kierowca może mieć kilku dysponentów. W Niemczech jest tak, że oficerowie w godzinach pracy mogą korzystać z samochodów służbowych bez kierowcy. Pada wiele pomysłów, z których zrodzi się nowy system. Najprawdopodobniej w normalnych godzinach pracy nie będzie żadnych problemów. Kłopoty pojawią się natomiast wtedy, gdy dysponent będzie musiał korzystać z auta także wieczorem, a przecież wiadomo, że na wyższych stanowiskach nie ma unormowanego czasu pracy. Może się okazać, że potrzebny będzie drugi kierowca. To na razie teoretyczne obawy. Chociaż są już pewne cięcia. Ograniczyliśmy liczbę kierowców i liczbę wyjazdów. Trzeba sobie jednak odpowiedzieć na pytanie, czy sto samochodów dla generałów to dużo, czy nie.

Z pewnością trzeba zachować pewną racjonalność.

– Ale dwa samochody mniej czy więcej na pewno naszej armii ani nie zbawią, ani nie zrujnują.

W najbliższym czasie Dowództwo Garnizonu Warszawa będzie obchodzić swoje święto. W mieście o tak bogatej historii chyba nietrudno znaleźć odpowiednią datę na taką uroczystość?

– Po raz drugi będziemy obchodzić Święto Dowództwa Garnizonu Warszawa, które nawiązuje do historycznych wydarzeń związanych z ustanowieniem pierwszej władzy wojskowej w Warszawie w kwietniu 1794 roku, kiedy po bitwie pod Warszawą w ramach insurekcji kościuszkowskiej powołano komendanta wolnego miasta Warszawy.

 

Rozmawiał Janusz B. Grochowski

„Polska Zbrojna” nr 16/2009, s. 15-17.