Czasy beztroski

fot. Paweł Jakubek /archiwum Jacka Świata

Czasy beztroski

Aleksandra Natalli-Świat

Świetna uczennica, dobra przyjaciółka, wesoła, radosna, a jednocześnie odważnie broniąca swojego zdania. Nawet wtedy, gdy zrobiła polityczną karierę, pozostała po prostu „naszą Olą” – tak koleżanki ze szkoły wspominają Aleksandrę Natalli-Świat.

Ze swoją kuzynką, Grażyną Oziębałą, czuły się jak siostry. Różnica wieku była między nimi niewielka – zaledwie cztery miesiące, wychowywały się w Osolinie, w sąsiedztwie, bawiły się ze sobą od najwcześniejszego dzieciństwa. Przez wiele lat widywały się niemal bez przerwy.

– Chodziłyśmy razem do szkoły – mówi Grażyna Oziębała-Salamon. – Najpierw do podstawówki w Osolinie, potem do liceum w Trzebnicy, na ogół siedziałyśmy w jednej ławce. Wybrałyśmy także ten sam kierunek studiów – ekonomię we Wrocławiu.

Od czasów szkoły podstawowej Olę znała także Alicja. Spotykamy się w jej mieszkaniu, w pięknej zabytkowej kamieniczce w Obornikach Śląskich. Kiedyś był tu ośrodek zdrowia, a na parterze porodówka. Być może dokładnie pod pokojem, w którym siedzimy, Ola się urodziła. A kilka lat przed nią – Bronisław Komorowski. – Historyczne miejsce – śmieją się koleżanki.

Wtedy, w latach 70., żadna z nich nie mogła przewidzieć, że tak będą mogły określić obornicką porodówkę. Dla dziewczyn z Osolina, które właśnie skończyły szkołę podstawową, prawdziwym problemem był dojazd do liceum w Trzebnicy. Z domu do stacji kolejowej – 2 km piechotą, pociągiem do Obornik, a tam prawie godzina czekania na autobus do Trzebnicy. Żeby zdążyć na ósmą rano, trzeba było z domu wychodzić około szóstej. To koszmar, zwłaszcza zimą. Lepszym rozwiązaniem wydawał się internat w Trzebnicy. Ola, Grażyna i Ala zamieszkały w jednym pokoju.

– Wszystkie byłyśmy szczupłe, podobnego wzrostu, długie włosy zaplatałyśmy w takie same warkocze, a w dodatku rodzice kupili nam identyczne, granatowe płaszcze – opowiada Alicja. – Dochodziło do zabawnych sytuacji, bo wychowawcy często nas mylili ze sobą. Zdarzało się to też nauczycielom w szkole. Największy kłopot miał z tym nauczyciel rysunku technicznego. Na wszelki wypadek dawał nam wszystkim piątkę, choć tylko Ola była dobra, z jego przedmiotu.

Zresztą, nie tylko rysunek techniczny był jej mocną stroną. Grażyna przyznaje, że gdy trzeba było narysować człowieka, z czym miała spore problemy, po prostu przerysowywała od Oli.

Na zdjęciach z tego okresu trzy radosne nastolatki wyglądają jak dzieci. Istotnie są podobne do siebie, Olę tylko wyróżniają duże okulary. Od dzieciństwa miała problemy ze wzrokiem. Dziewczyny na zdjęciach wygłupiają się, pozują w zabawnych pozach. Ale żeński internat był poważną sprawą. Najgorzej znosiły dyżury na korytarzu. Trzeba było notować każdego, kto wychodził i wchodził, o której godzinie i w jakim celu. Kiedy dyżur wypadł w niedzielę, nie można było pojechać do domu. W drugiej klasie liceum dziewczyny zrezygnowały z internatu, wolały dojeżdżać. Codzienne podróże do szkoły miały swoje dobre strony: można było wykorzystać ten czas na douczenie, odrobienie lekcji, o których się zapomniało, zrobić zadanie z matematyki, które w domu wydawało się zbyt trudne. Na ogół nie dotyczyło to Oli. Ona zawsze była przygotowana do lekcji, a koleżankom nigdy nie odmawiała pomocy.

W licealnej klasie matematyczno-fizycznej należała do bardzo dobrych uczniów. Najlepsza była z matematyki, ale nie miała też problemów z innymi przedmiotami. Pisała dobre wypracowania, z polotem. Miała zacięcie artystyczne, dobrze malowała. Interesował ją sport. Biegała, skakała w dal i całkiem nieźle jej to szło. Zawsze umiała się też swobodnie wypowiadać, lubiła to i wykorzystywała przy każdej nadarzającej się okazji.

– „Natalli, kończ, bo się ściemnia” – mówił nauczyciel historii, gdy Ola, odpowiadając na pytanie, rozwijała kolejne dygresje. Miała sporą wiedzę historyczną, o wiele wykraczającą poza szkolny program, ale też tzw. gadane. Z tego powodu koledzy z klasy często ją prosili, żeby zagadywała któregoś z nauczycieli, spodziewając się kartkówki lub ostrego pytania. Zwykle dotyczyło to surowego fizyka o pseudonimie „Chwileczka”. Zagrożenie z jego strony uczniowie poznawali po kolorze garnituru. Jeśli przyszedł na lekcje w granatowym – dało się przeżyć, ale jeśli w czarnym – można było się spodziewać najgorszego. By ratować skórę, pozostawała tylko akcja inteligentnego zagadywania. Wszyscy bali się „Chwileczki”. Raz Ola odważyła się powiedzieć to, co na jego temat uważała cała klasa – że za mało tłumaczy, a za dużo wymaga. Był to wówczas prawdziwy akt odwagi.

Pewność swoich opinii i odwaga w ich przedstawianiu – tę cechę Oli koleżanki odnajdywały w jej późniejszej działalności publicznej. Jednak wówczas, w czasach licealnych, trudno byłoby jej wróżyć karierę w tej dziedzinie. W szkole Ola nie angażowała się w żadną walkę, bo też nie było o co walczyć. Podczas klasowych, szalonych wybryków raczej trzymała się z boku, to nie leżało w jej charakterze. Choć miała poczucie humoru, była raczej spokojna. Czasem tylko pozwalała sobie na niewinny żarcik, jak np. przyszycie siedzącego przed nią kolegi do krzesła podczas lekcji historii… Mimo tego spokoju i doskonałych wyników, nikt jej jednak nie odbierał jako „kujona”. Raczej jako indywidualistkę, której nauka łatwo przychodzi. Wszystkie pamiętają jak bardzo była nieszczęśliwa, gdy któregoś roku nie mogła razem z całą klasą iść na wagary pierwszego dnia wiosny. Przygotowywała się do olimpiady z matematyki i akurat tego dnia umówiła się z nauczycielem na indywidualne spotkanie. Nie mogła się od tego wykręcić, więc była zła okrutnie. Tym bardziej, że wagary okazały się nad wyraz udane. Wszyscy poszli do trzebnickich sadów, gdzie przez cały dzień bawili się wśród drzew w strzelanego.

Jako klasa stanowili bardzo zgraną paczkę. Zapewne również dlatego, że wyjątkowo dużo razem jeździli, a jak wiadomo, nic tak nie integruje jak wspólne wycieczki. Wychowawczynią klasy była nauczycielka geografii, zapalona turystka. Dzięki niej wszyscy zapisali się do PTTK W ciągu czterech lat liceum klasa brała udział w kilkunastu rajdach. Zjeździli pół Polski.

Nie były to czasy wielkiego imprezowania, licealna młodzież zachowywała się raczej grzecznie. W pamięci koleżanek został wielki bal sylwestrowy w maturalnej klasie, który odbywał się u Grażyny w Osolinie. Chata miała być wolna, bo mama i babcia, z którymi mieszkała, wybierały się do Obornik. Kiedy jednak zjechali się koledzy, dziwnym trafem okazało się, że nie zdążyły na autobus. Choć bez wątpienia zrobiły to celowo, ich obecność nie przeszkodziła młodzieży w zabawie. Tak szaleli, że zaparowały wszystkie szyby w oknach, a skroplona para kapała z sufitu.

Po maturze drogi większości kolegów z klasy się rozeszły. Porozjeżdżali się na studia na różne uczelnie. Alicja jeszcze w czasach studenckich utrzymywała z Olą bliskie kontakty.

– Wyjeżdżałyśmy razem na wakacje – opowiada. – Zwykle wybierałyśmy góry, które obie uwielbiałyśmy. Po szkolnej wycieczce do Zakopanego chciałyśmy spędzić w Tatrach więcej czasu, stąd na pierwszy studencki wyjazd wybrałyśmy właśnie Zakopane.

Lubiły też Karkonosze. Obie gaduły, tak się zagadały podczas zimowego marszu na Szrenicę, że nie zauważyły, jak zeszły ze szlaku. Nawet za bardzo się nie zdziwiły, gdy przemknął tuż obok nich pierwszy narciarz. Dopiero gdy kolejni zaczęli szusować ich „szlakiem”, zorientowały się, że idą… nartostradą.

Wielu kolegów z klasy po studiach zrobiło zawodową karierę, niektórzy znaleźli się na ważnych stanowiskach. Ale posłanka wśród nich była tylko jedna – Ola. Gdy pojawiała się w telewizji, koleżanki dzwoniły do siebie z informacją, gdzie ją można zobaczyć.

– Z podziwem patrzyłam, jak ładnie mówi i zawsze z sensem – wspomina Grażyna Łodygowska. – Potrafiła się poruszać swobodnie po wszystkich dziedzinach.

A co najważniejsze – nie zmienił się jej charakter. Pozostała „ich” Olą, zawsze chętną do spotkań z przyjaciółmi ze szkoły. I zawsze można się było do niej zwrócić, gdy potrzebna była pomoc.

„Żeby tylko tam Oli nie było” – pierwsza myśl tuż po informacji, że pod Smoleńskiem rozbił się rządowy tupolew. Telefony szkolnych koleżanek znowu się rozgrzały. Chociaż i tak już wiedziały: ta poukładana, obowiązkowa Ola na pewno się nie spóźniła na tak ważny lot. Każdy, tylko nie ona.

Grażyna Oziębała-Salamon, Alicja Demkowicz, Grażyna Łodygowska, Janina Chuchla, Krystyna Hamryszak, Mariola Gerej

źródło „Ola. Wspomnienia o Aleksandrze Natalli-Świat”, Alicja Giedroyć, s. 13-17.