fot. Krzysztof Białoskórski
Wspomnienia marszałka Władysława Ortyla
Grażyna Gęsicka
Grażyna Gęsicka była przede wszystkim osobą bardzo merytoryczną, doskonale przygotowaną do wszelkich zadań, z jakimi przyszło jej się zmierzyć. Znakomicie znała problemy regionów naszego kraju oraz zasady wdrażania środków europejskich. Potrafiła mobilizować swoich współpracowników do wytężonej pracy. Swoją sumiennością i pracowitością dawała przykład innym i to nas mobilizowało do działania. Słowem wymagała od siebie oraz od innych. Nie lubiła też zaszczytów, nie skupiała się na sobie, dla niej praca była wyznacznikiem postępowania oraz narzędziem do oceny. Była to osoba bardzo ciepła, przyjazna, z troską odnosząca się do wszelkich problemów, z którymi ktoś się do niej zwracał, również tymi prywatnymi. Była otwarta na ludzkie problemy i troski.
Poznałem ją w pod koniec lat 80. Jako przewodniczący komisji zakładowej Solidarności PZL Mielec byłem na spotkaniu związków zawodowych Solidarność w Starachowicach. Rozmawialiśmy tam o sprawach restrukturyzacji takich monokultur przemysłowych jak Mielec czy Świdnik. Wówczas Grażyna była ekspertem Solidarności i wypowiadała się w sprawach rozwoju przedsiębiorczości, rozwoju gospodarczego oraz regionalnego. Była również ekspertem zarządu Mazowieckiej Solidarności, więc tam również dość często się spotykaliśmy. Mieliśmy też kontakt, gdy byłem prezesem Mieleckiej Agencji Rozwoju Regionalnego, wówczas poleciła mi ekspertów. Ich zadaniem było opracowanie programu restrukturyzacji regionu mieleckiego.
Cenię sobie okres współpracy gdy pracowała już w Ministerstwie Pracy i Polityki Społecznej, a ja byłem wicemarszałkiem. Razem spotykaliśmy się na negocjacjach programu PHARE w Brukseli. Mogłem zawsze na nią liczyć, a mierzyliśmy się wtedy z nowymi problemami. Nie odmówiła mi nigdy pomocy także gdy była wiceprezesem Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości. Nasze rozmowy dotyczyły wdrażania programów pomocowych Unii Europejskiej. Były to spotkania stricte merytoryczne.
Mieliśmy podobne spojrzenie na wiele problemów i od 2004 roku rozpoczęliśmy bliższą współpracę. Przygotowywaliśmy założenia do pracy nowego rządu. Zastanawialiśmy się, co należy zrobić w obrębie wykorzystania unijnej pomocy w Polsce. Spotykaliśmy się i wymienialiśmy się informacjami w tej kwestii. Pokłosiem tej współpracy była konferencja, na której zaprezentowaliśmy nasz wspólny program.
Najbardziej pracowity okres naszej znajomości to oczywiście praca w rządzie. Ta współpraca trwała dwa lata. Nie należę do osób, które unikają i boją się ciężkiej pracy, ale ten czas był jednym z najintensywniejszych okresów mojej pracy zawodowej. Był to też czas nauki o tym, jak funkcjonuje rząd oraz ministerstwo. Przygotowywaliśmy wtedy programy operacyjne na nową perspektywę finansową UE, potem negocjowaliśmy ją w Brukseli. Było to naprawdę bardzo ciekawe i pożyteczne doświadczenie, z którego dzisiaj, jako marszałek województwa podkarpackiego, nadal korzystam.
Wiedziałem, że Grażyna miała lecieć do Katynia i że miała zapewnione miejsce na liście pasażerów. Choć do ostatniej chwili ważyło się, czy pojedzie na uroczystości katyńskie, ponieważ nie miała zastępcy na ważne spotkanie z młodzieżą, które miało odbyć w Krakowie. Bardzo chciała na nim być. I powiedziała, że jeżeli jej ktoś nie zastąpi, to w Katyniu jej nie będzie, ale udało jej się znaleźć zastępstwo. I poleciała… Kiedy dowiedzieliśmy się, że doszło do katastrofy lotniczej, to byłem pewien, że wsiadła do samolotu, ponieważ nigdy się nie spóźniała, ani się nie wycofywała w ostatniej chwili z powziętych wcześniej decyzji.
Władysław Ortyl
kwiecień 2015