Fot. Maciej Chojnowski /Kancelaria Prezydenta RP
Wspomnienia przyjaciół z Krajowej Szkoły Administracji Publicznej
Władysław Stasiak
Władka Stasiaka poznałem 18 lat temu w Krajowej Szkole Administracji Publicznej. Trudno go było nie zauważyć. Wyróżniał go bowiem nie tylko ponadprzeciętny wzrost i niezwykle życzliwy stosunek do kolegów, ale też wielka charyzma oraz płynący z głębokiego przekonania etos służby państwowej – w takim połączeniu bardzo szczególne u młodego wówczas człowieka. W takiej postawie był on dla mnie esencją tego, czym miała być nowoczesna zawodowa kadra urzędnicza, rozpoczynająca swoją służbę dla Polski po 1989 r. W pierwszym odbiorze osoby Władka nie pomyliłem się w kolejnych latach, kiedy krok po kroku osiągał coraz wyższą pozycję jako urzędnik i polityk. Przez wszystkie te lata nie zatracił nic z uczciwości, motywacji i dojrzałego entuzjazmu dla wszystkiego co robił. Nigdy też nie widziałem u niego chwili zwątpienia w sens dobrej roboty państwowej – niezależnie od temperatury politycznych dyskusji i sporów, które go nie oszczędzały. W świecie wyświechtanych symboli był dla mnie zawsze przykładem patrioty „starej daty”, który o Polsce nie mówi, ale dobrze jej służy. Był też człowiekiem umiaru i wysokiej kultury w politycznych dyskusjach, w rozbieżnych często racjach zawsze poszukującym interesu Polski. Bez przesadnego patosu można powiedzieć, że był cząstką najlepszego, co miała nasza służba publiczna. Prywatnie Władek był po prostu porządnym człowiekiem o fantastycznym poczuciu humoru. Łączyło nas zamiłowanie do historii, a jego znajomość dziejów II Rzeczpospolitej i biografii Józefa Piłsudskiego budziła szacunek. Dwa miesiące temu gościłem go w Waszyngtonie. Dużo rozmawialiśmy o historii, stosunkach polsko-amerykańskich i jego ostatnich lekturach na temat kapitału społecznego. Jego spóźnioną kartkę z życzeniami wielkanocnymi znalazłem w skrzynce pocztowej 10 kwietnia….
Robert Kupiecki, Ambasador RP w Waszyngtonie
Osiągnięcia zawodowe Władysława budzą podziw – wielkie msze w Warszawie po śmierci Jana Pawła II, radykalna poprawa bezpieczeństwa w stolicy, ożywienie pamięci o Żołnierzach Wyklętych – wymieniam na gorąco i wcale nie jestem pewien, czy to najważniejsze z setek działań, które wykonał i do których zainspirował. Ciągle aktywny, ciągle w kontakcie z ludźmi, ciągle pełen pomysłów. Kronikarz przy nim osiwieje, bo był równocześnie człowiekiem radykalnie skromnym, uporczywie umniejszającym i pomijającym swoje osiągnięcia, a za to chętnie i dużo mówiącym o osiągnięciach innych, którym bywało przypisywał swoje. Zakochany w ludziach, z którymi pracował i o których ciągle opowiadał – jak sobie poradzili w tej czy innej trudnej sytuacji. Żelazne zasady i uczciwość Władysława wspominał Prezydent, kiedy powoływał go na Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji w roku 2007. Żartował, że to aż staroświeckie. Każdy, kto Władysława znał, wiedział, że to stuprocentowa prawda – jakiekolwiek odstępstwo od najwyższej próby honoru, lojalności, uprzejmości i uczciwości – byłoby dla niego nie tylko czymś niemożliwym, ale i kompletnie nienaturalnym. Władek przywiązywał bardzo dużą wagę do urzędniczego warsztatu. Szczegółowa znajomość spraw, którymi się zajmował, znakomita orientacja w przepisach i znajomość mechanizmów rządzących organizacjami – zawsze go wyróżniały. Opierał swoją świetną orientację nie tylko na własnej pracy, ale właściwie jak dawno pamiętam, zawsze prowadził też jakiś bardziej lub mniej formalny zespół studialny. Ludzie przychodzili i pracowali z nim ze względu na jego autorytet, ale również fascynujący rozmach zamierzeń: przygotować przełom w walce z korupcją, opracować strategię bezpieczeństwa narodowego, przypomnieć sobie i innym, co to jest państwo polskie, rozpoznać jego najistotniejsze problemy i zaproponować rozwiązania. Najczęściej te analizy nie miały wiele wspólnego z jego aktualną pracą, były skierowane w przyszłość. Mówił: kiedy nie da się działać, przygotujmy przyszłe działania, zastanówmy się, co można robić, żeby miało sens, napiszmy projekty ustaw i wymyślmy, jak zorganizować ich realizację. Dla mojego środowiska Władek był lekarstwem na czasy zamieci informacyjnych, dezorientacji w sferze wartości i słabej jakości życia publicznego. Kiedy sprawy państwowe brały niepokojący obrót, zawsze można było pomyśleć: „Spokojnie. Jeśli są jeszcze tacy jak Stasiak, to nie będzie źle.” Nadzieje z nim związane potwierdzała logika jego drogi zawodowej – zajmował coraz wyższe stanowiska, bo nie można się było oprzeć jego osobowości i talentowi. Pan Bóg zdecydował inaczej niż nam się zdawało i teraz Władysław będzie musiał wspierać naszą dobrą Polskę z góry. Może nie być, ale na pewno nie poprze mazgajenia i dzielenia włosa na czworo. Wysłucha wszystkich, ale powie jak zwykle, z lekka tracąc cierpliwość: „Panowie! Jest tak: trzeba się zabrać do roboty!”
Paweł Banaś
Ciężko się pisze wspomnienie o kimś młodszym od siebie… Władek, wiekowo młodszy, był przecież moim Czcigodnym Starszym Kolegą z I Promocji. Nasze ścieżki po szkole przecinały się od czasu do czasu, ale zawsze było mi żal, że rzadko kiedy mieliśmy czas na to, aby dłużej pogadać. Władek budował swoje urzędnicze życie w sposób bardzo solidny. Zaczynał w Departamencie Obrony Narodowej i Bezpieczeństwa Wewnętrznego NIK – miejscu, z którego bardzo dobrze było widać wszelkie niedostatki sił zbrojnych i porządku publicznego – i doszedł w nim w ciągu 9 lat do stanowiska dyrektora. Cała jego późniejsza działalność była nacechowana ogromną znajomością rzeczy, doświadczeniem i wyczuciem. Wnosił też właściwe absolwentom KSAP dążenie do modernizacji i chęć ciągłego uczenia się od najlepszych. Na wszystkich kolejnych stanowiskach państwowych wyróżniał się kompetencją, rzeczowością i efektywnością działania. Skupiał wokół siebie ludzi, których przyciągał wizją celu połączoną z umiejętnością znajdowania i wykorzystywania odpowiednich narzędzi. Był przywódcą, bo dawał osobisty przykład, a jego słowa nie rozmijały się z czynami. Skromny, chciał pozostawać na drugim planie, choć ani wzrost, ani uzyskiwany autorytet mu tego nie ułatwiały. Jego żelazne zasady budziły u wielu zawstydzenie pokrywane marnymi żartami. Był erudytą umiejącym dowcipnie nazwać rzeczy najpoważniejsze. Szanował rozmówców, nawet gdy byli wobec niego niesprawiedliwi. Nie ustępując ze swoich zasad i poglądów, potrafił łagodzić konflikty. Był prawy w prawdziwym, zapomnianym sensie tego słowa. Obejmował stanowiska polityczne i pełnił na nich Służbę. Politykę jako roztropną pracę dla dobra wspólnego miał w sercu, a nie na ustach. Gdyby żył dłużej, nazwalibyśmy go mężem stanu.
Jan Pastwa, Ambasador RP w Pradze
Wiosną 1991 r. rozpoczęliśmy pierwszą rekrutację do dopiero tworzonej Krajowej Szkoły. Wśród blisko 300 młodych magistrów z całej Polski, ubiegających się o przyjęcie (o jedno miejsce ubiegało się ponad 8 kandydatów) był również Władysław Stasiak. Już wówczas nie można było nie zauważyć i nie zapamiętać tego młodego historyka z Uniwersytetu Wrocławskiego.Wyróżniał się bowiem szczególnym rodzajem dojrzałości intelektualnej i osobowej: doskonale wiedział, czego oczekuje od nas i jednoznacznie identyfikował się z misją tej pionierskiej instytucji. Chciał się przygotować do służby Ojczyźnie jako kompetentny, prawy i lojalny menadżer spraw publicznych. Tak się stało. A w okresie kształcenia znajdowało to wyraz w Jego codziennych poczynaniach i postawie. Zawsze pogodny i zdyscyplinowany, odpowiedzialny za słowa i czyny, nie tracąc czasu z pasją poznawał tajniki dziedziny, którą zainteresowanie deklarował od samego początku – szeroko pojmowanego bezpieczeństwa narodowego. Spokojna ale stanowcza konsekwencja Pana Władysława w działaniu pozwoliła nam pokonać trudności w uzyskaniu dla Niego zawodowego stażu zagranicznego we francuskim Ministerstwie Spraw Wewnętrznych; było to istotne odstępstwo od praktyki naszego francuskiego partnera. A jednak Pan Władysław już wówczas nie zawiódł – po trzech miesiącach intensywnej pracy we Francji (znał b. dobrze język francuski) powrócił z doskonałymi ocenami od przełożonych francuskich a Krajowa Szkoła zbierała komplementy, jak udanych ma pierwszych adeptów. Ogólna sympatia i szacunek zarówno koleżanek i kolegów, jak i pracowników Szkoły sprawiły, że był pierwszym chorążym, który prowadził poczet sztandarowy Krajowej Szkoły. Dzierżąc sztandar, brał udział w imponującej uroczystości otwarcia Krajowej Szkoły 4 września 1991r. ”Pierwsza Promocja”, takie imię przyjęli absolwenci tego pierwszego rocznika, założyła Stowarzyszenie Absolwentów KSAP, którego pierwszym Prezesem został wybrany właśnie p. Władek. Piszę te słowa w dniach naszej głębokiej żałoby narodowej, dramat katastrofy pod Smoleńskiem nie oszczędził m.in.Szefa Kancelarii Prezydenta RP Władysława Stasiaka. Wierzę, że ta niepowetowana strata obok żalu i bólu przyniesie również ożywienie wartości, jakim ON służył.
Maria Gintowt-Jankowicz, Założyciel i Dyrektor KSAP 1990-2006
Wybór Władka Stasiaka na pierwszego Prezesa Stowarzyszenia Absolwentów Krajowej Szkoły Administracji Publicznej był oczywisty dla każdego, kto w Szkole miał okazję się z Nim zetknąć. Po 1,5 rocznym okresie pobierania nauk I i II promocja wiedziały, że to On najpełniej uosabia wszystkie wartości, które legły u podstaw utworzenia Szkoły. Kategorie dobra wspólnego i służby Państwu, o których mówił jako współsłuchacz, udzielały się nam wszystkim. Jego praca po skończeniu Szkoły była dla wielu absolwentów niedoścignionym wzorem całkowitego poświęcenia się Ojczyźnie. Pełniąc kolejno wysokie i najwyższe stanowiska w NIK, samorządzie warszawskim, Radzie Ministrów i administracji Prezydenta, nie pracował w korpusie służby cywilnej, ale kwestie te były dla niego bardzo ważne jako element szeroko rozumianej służby publicznej. Była to wierność uchwale leżącej u podstaw założenia Stowarzyszenia Absolwentów KSAP, której był jednym z głównych autorów, ale też wynikała z głębokiego przekonania, że sprawna, przyjazna obywatelowi administracja ma najistotniejsze znaczenie dla pomyślnego rozwoju Ojczyzny, którą tak bardzo kochał. Założyciel i pierwszy prezes S.A. KSAP przez te wszystkie lata zawsze, niezależnie od stanowisk, które pełnił, utożsamiał się ze środowiskiem KSAP. Wielokrotnie występował w spotkaniach i konferencjach jako najbardziej wyrazisty reprezentant naszego środowiska – a najbliższym czasie jako nasz symbol miał wziąć udział w panelu na uroczystościach 20lecia KSAP obok innych absolwentów: obecnej Minister Rozwoju Regionalnego i Ambasadora RP w Pradze. Ci, którzy go znają, wiedzą, że zapytany o swoją karierę powiedziałby znowu o służbie Państwu, nie eksponując swojej osoby. Nie wiem nawet, czy w swojej wrodzonej skromności powtórzyłby słowa, które wypowiedział 1,5 roku temu na pogrzebie swojego stryja Profesora Andrzeja Stasiaka, że on tylko realizuje testament służenia ojczyźnie przekazany jego rodzinie przez pradziadka – powstańca styczniowego. Nie mogąc pogodzić się z tak wielką stratą dla Polski, znajduję jedyne pocieszenie w tym, że los dał mi to szczęście spotkać i przyjaźnić się przez te wszystkie lata po skończeniu KSAP z osobą tak szlachetną i posiadającą tak niespotykaną w dzisiejszych czasach charyzmę.
Marek Haliniak, I promocja KSAP
źródło wladyslawstasiak.pl