Sto procent albo zero

fot. archiwum Dowództwa Wojsk Specjalnych

Sto procent albo zero

Rozmowa z gen. Włodzimierzem Potasińskim

Wokół GROM-u szaleją burze, tymczasem Dowództwo Wojsk Specjalnych na swojej stronie internetowej wystawia jednostce laurki. Czy to nie jest chowanie głowy w piasek?

– Niezależnie od tego, co dzieje się wokół jednostki wojskowej GROM, funkcjonuje ona zgodnie z przeznaczeniem i wykonuje zadania. Jestem ostatnią osobą, która mogłaby wyciągać fakty dotyczące tej sprawy na światło dzienne i roztrząsać je publicznie. Opisywane w mediach zdarzenia dotyczą zaś stosunków interpersonalnych, a nie konfliktu w instytucji.

GROM ma się więc zupełnie dobrze?

– To nowoczesna, znakomicie wyszkolona i charyzmatyczna jednostka, wykonująca odpowiedzialne, a zarazem niezwykle trudne i niebezpieczne zadania. Nie powinno się więc wpływać negatywnie na jej funkcjonowanie, wywołując afery medialne czy tocząc wokół rozgrywki polityczne.

Byli dowódcy GROM-u, generałowie Sławomir Petelicki i Roman Polko, dzielą się jednak publicznie troską zarówno o jednostkę, jak i o Dowództwo Wojsk Specjalnych.

– General Roman Polko, podobnie jak generał Sławomir Petelicki, przyczynili się ogromnie do rozwoju i osiągnięć jednostki. Nadal są jej ambasadorami, zawsze więc uważnie wsłuchuję się w ich glosy. Moją przewagą jednak jest posiadanie pełnej i aktualnej wiedzy o zadaniach stawianych przed jednostką i jej dzisiejszych możliwościach. Niestety, ja nie mogę się tą wiedzą publicznie dzielić.

Społeczeństwo czuje dyskomfort, gdy dostaje sprzeczne informacje.

– Osobami służbowo upoważnionymi do wystawiania ocen są dowódca Wojsk Specjalnych i jego przełożeni. Ponadto ocena funkcjonowania elementów zadaniowych GROM-u w misji ISAF dokonywana jest przez jej dowództwo, które zawsze mnie z nimi zapoznaje.

Nieoficjalnie jednak…

– Niedopuszczalne i wysoce nieprofesjonalne jest kreowanie opinii jedynie na podstawie zasłyszanych plotek czy też zaistniałych poszczególnych zdarzeń, wyrwanych z bogatego kontekstu życia jednostki.

Czy to groźne zjawisko?

– Wojska Specjalne to formacja, której działania wiążą się z wysokim ryzykiem. Jej struktury i zadania są niejawne. Szczególną troską każdego państwa jest ochrona informacji o operacjach specjalnych oraz żołnierzach w nich uczestniczących.

A dziennikarze nie milczą.

– W cywilizowanym świecie obowiązuje niepisana zasada niekomentowania spraw dotyczących jednostek specjalnych, co wymaga pewnej dojrzałości środków masowego przekazu.

To oferujemy światu fajny spektakl.

– Z zainteresowaniem i niesmakiem przyglądają się temu nasi partnerzy. Zabawa jednostkami specjalnymi, gdy uczestniczą one w operacjach poza granicami kraju, jest dla nich niedopuszczalna i nieprofesjonalna.

A potencjalni przeciwnicy też się dobrze bawią?

– Mają projekcję złożoną z komunikatów, na podstawie których można zgromadzić istotną wiedzę o sprawach z natury starannie chronionych. Tajną bronią jednostek specjalnych jest między innymi dobry klimat, wzajemne zrozumienie i zaufanie na wszystkich szczeblach dowodzenia.

A żołnierze?

– Zdegustowani wyciekami są również operatorzy, dla których tajemnica jest tarczą ochronną, jednym z elementów zapewniających bezpieczeństwo. Widzą to również żołnierze, dla których służba w Wojskach Specjalnych stanowi cel życia i właśnie się do nas wybierają.

Zamykając ten wątek…

– Każdy podwładny ma prawo wystąpić z zażaleniem, każdy ma prawo napisać skargę. Jeżeli szkaluje, powinien być rozliczony. Jeśli oznajmia prawdę, trzeba zgodnie z zasadami prawa dać mu satysfakcję. Pozwólmy więc wyjaśnić sprawę instytucjom do tego powołanym i nie ferujmy wyroków w mediach.

Pomówmy więc o sprawach niepodlegających klauzulom niejawności. Od czego zaczniemy?

– A może właśnie od jednostki GROM i wystawionej jej laurki. Nie ma w niej ani odrobiny przesady. GROM jest w wojskach specjalnych liderem, ma świetnie wyszkolonych ludzi z doświadczeniem bojowym, nadal wykonuje trudne, odpowiedzialne i niebezpieczne zadania. Nie jest jednak w Wojskach Specjalnych jedyną wartościową jednostką.

Dopiero co prezentowaliśmy czytelnikom „Polski Zbrojnej” powstawanie Jednostki Wsparcia Dowodzenia i Zabezpieczenia Wojsk Specjalnych…

– …która wraz z jednostką GROM, 1 Pułkiem Specjalnym Komandosów i Morską Jednostką Działań Specjalnych – a po uzupełnieniu także z eskadrą lotnictwa Wojsk Specjalnych – utworzą całość zdolną do samodzielnego prowadzenia operacji specjalnych.

Dążycie również do zdobycia pozycji w świecie.

– Wyznaczona nam przez przełożonych misja sprowadza się do „prowadzenia operacji specjalnych w wymiarze narodowym, sojuszniczym bądź koalicyjnym, samodzielnie lub we współdziałaniu z innymi komponentami sit zbrojnych, w okresie pokoju, kryzysu i wojny, w kraju i poza jego granicami”.

Czy ta zgrabna formułka ma pokrycie?

– W lutym 2009 roku w Krakowie sekretarz obrony USA Robert Gates i minister obrony narodowej Bogdan Klich podpisali porozumienie o współpracy między Dowództwem Operacji Specjalnych USA a naszym Dowództwem Wojsk Specjalnych. Wcześniej, w 2002 roku w Pradze, minister Jerzy Szmajdziński oznajmił, że wojska specjalne będą w sojuszu polską specjalnością.

Odważna propozycja.

– I miała konsekwencje, bowiem cztery lata później, w 2006 roku w Rydze, Stany Zjednoczone, Holandia, Norwegia i Polska zaprezentowały wspólną wizję transformacji wojsk specjalnych NATO. A jednym z punktów tej inicjatywy było utworzenie NSCC, czyli Sojuszniczego Centrum Koordynacji Operacji Specjalnych z siedzibą w Mons.

A mamy tam wreszcie godną reprezentację?

– Polska, która była jednym z inicjatorów powstania NSCC, do końca 2009 roku obsadziła tylko 3,4 procent stanowisk w tej strukturze. Poproszono nas więc o zwiększenie zaangażowania co najmniej do poziomu równego znaczeniu naszych sił zbrojnych w NATO.

Jeśli jesteśmy przy polityce… W ubiegłym roku zdarzyło się jeszcze coś ogromnie ważnego, z udziałem polskiego dowódcy Wojsk Specjalnych…

– W roku 2008 w trakcie International SOF Week w Tampie na Florydzie uczestniczyłem w konferencji o rozwoju sił specjalnych i walce z terroryzmem. Jako jedyny uczestnik, poza gospodarzami, przed siedmiuset oficerami reprezentującymi siły zbrojne 74 państw, zostałem poproszony o zaprezentowanie planów rozwoju polskich Wojsk Specjalnych i osobistych doświadczeń w tej dziedzinie.

Ponoć wystąpienie wywołało owacje. Cóż tak poruszyło audytorium?

– Właśnie to, co już robimy i do czego dążymy. W wielu państwach bowiem, chociaż również nikt nie podważa znaczenia formacji specjalnych, ich rozwój napotyka liczne utrudnienia. Niektórzy mają jednostki na poziomie taktycznym, ale bez skupiającego je dowództwa, bez planistów. Brak własnego budżetu hamuje rozwój, muszą toczyć walkę o sprzęt. W Polsce mamy dowództwo, budżet, kompletne struktury…

Na razie w trakcie budowy.

– Trzeba sobie uświadomić, jakie ta deklaracja będzie miała znaczenie dla naszego kraju, gdy rzeczywiście wykorzystamy tę szansę, i polskie Dowództwo Wojsk Specjalnych osiągnie zdolność do organizacji sojuszniczego, połączonego dowództwa operacji specjalnych.

Znajdziemy się w elicie?

– Tak, i to wpłynie na zdolności Sił Zbrojnych RP do obrony naszego państwa.

Weźmiemy zarazem na siebie wielką odpowiedzialność.

– Polacy odpowiedzialnie traktują zobowiązania. Wywiązując się z naszych, dowiedziemy, że jesteśmy zdolni stanąć na czele najpoważniejszych operacji sojuszniczych. Osiągnięcie zamierzonego celu w 2014 roku, po piętnastu latach obecności w sojuszu, będzie dla Polski wielkim sukcesem.

Czy inni będą nam zazdrościć?

– Dowództwa pozostałych rodzajów sił zbrojnych oraz Dowództwo Operacyjne mają status narodowy i ze swej natury nic mogą być kierowane do operacji sojuszniczych.

Jak dotąd, nie żołnierze, lecz sztabowcy stają się naszym atutem?

– A sztabowcy to nie żołnierze? To podział szczególnie niesprawiedliwy i niestety, odzwierciedlający myślenie wielu osób zajmujących się wojskowością. Większość oficerów DWS to żołnierze tej formacji, którzy doświadczenie zdobywali w trudnych operacjach zagranicznych. I zgodnie z modelem rozwoju oficera będą wracać do służby w jednostkach.

Oddaję więc honor żołnierzom sztabu.

– Aby nasi operatorzy byli zdolni do precyzyjnych i skutecznych uderzeń oraz cali i zdrowi wracali z najbardziej niebezpiecznych misji, potrzebny jest skomplikowany system zabezpieczenia i wsparcia operacji specjalnych, dowodzenia nimi i zasilania ich w precyzyjne informacje. Właśnie w tym celu, na mocy decyzji politycznych, nasi przełożeni powołali Dowództwo Wojsk Specjalnych oraz zadeklarowali je jako polską specjalność w sojuszu.

Czy wszędzie rola specjalsów jest dostrzegana?

– Powtórzę z uporem: dostrzegana jest wszędzie, ale w różny sposób. Na bazie najcenniejszych doświadczeń, wyniesionych z operacji prowadzonych również w Iraku i Afganistanie, udało nam się stworzyć nową jakość – Wojska Specjalne jako rodzaj sił zbrojnych. W opracowanym w 2009 roku dokumencie analitycznym NATO SOF Study polską drogę budowy wojsk specjalnych określa się jako modelową, w pełni wspierającą zasadę prowadzenia operacji połączonych przez narodowe i sojusznicze siły zbrojne.

A dlaczego tak ważne jest posiadanie własnych pieniędzy?

– Nasze wydatki stanowią ułamek potrzeb sił zbrojnych, ale potrzeb specyficznych, które muszą być zaspokajane elastycznie i bez zwłoki, bez wielomiesięcznego oczekiwania. Musimy mieć narzędzie umożliwiające stałe utrzymanie przewagi technologicznej nad przeciwnikiem, nieskrępowany dostęp do najnowszych technologii. Od lego zależy zdrowie i życie naszych operatorów.

Siły specjalne są kosztowne – drogie jest wyszkolenie żołnierza, który dostaje to, co najlepsze i najdroższe.

– Wyposażenie oraz uzbrojenie komandosa jest lepsze i droższe od tego, które posiada żołnierz Wojsk Lądowych. Gdy ten jednakże wsiądzie do wozu bojowego, wyposażonego w najnowsze systemy i uzbrojonego w najdroższe zdobycze techniki, to nagle proporcja kosztów się odwraca. U nas potocznie się mówi, że kosztujemy tyle co komplet kół zapasowych do „efa szesnastego”.

To tak żartem, a poważnie?

– Poważnie to wojska specjalne wymagają dziś nakładów, bo jesteśmy na etapie rozwoju. Inwestujemy w infrastrukturę, wyposażenie i rozwijanie różnych systemów. Gdy osiągniemy gotowość, będziemy jedynie uzupełniali i doskonalili to, co już posiadamy, a to będzie zupełnie inna kategoria kosztów. Poza tym, wzorem państw bogatszych od nas, starsze wyposażenie – które z punktu widzenia naszej armii będzie wciąż nowoczesne – przekażemy do innych rodzajów sił zbrojnych.

Stanowicie zaledwie półtora procenta ogółu żołnierzy sił zbrojnych, musicie więc stawiać na jakość.

– Znamy miejsce w szyku, zdając sobie sprawę, że tylko współdziałanie z innymi komponentami sił zbrojnych umożliwi dziś osiągnięcie celu. Budowa systemu dowodzenia operacjami specjalnymi, zapewniającego wsparcie pozostałych komponentów operacji połączonej, to nasze oczko w głowie. Dobrym przykładem jest 1 Pułk Specjalny Komandosów, który – nie stanowiąc elementu Wojsk Lądowych – w operacji połączonej będzie wykonywał zadania na rzecz komponentu lądowego.

Czy eskadra lotnicza Wojsk Specjalnych będzie traktowana priorytetowo w Siłach Powietrznych?

– Stawiam tu znak zapytania, bo każde z dowództw ma trudne zadania, w których zaspokojenie potrzeb innych rodzajów sił zbrojnych nie musi, ale z natury rzeczy może być gdzieś na dalszym planie. Ponownie dobry przykład stanowi 1 PSK, który – jako jednostka specjalna w strukturze Wojsk Lądowych – nie rozwijał się tak dynamicznie jak GROM.

Właśnie, jak ma się do siebie przygotowanie trzech jednostek bojowych wchodzących dziś w skład Wojsk Specjalnych? Czy 1 Pułk Specjalny Komandosów jest nadal dużym, ale ubogim krewnym GROM-u?

– Nie ma lepszych i gorszych, każdy element struktury ma własną rolę do odegrania. Powtórzę więc, że GROM jest już oszlifowanym diamentem, ma znakomicie wyszkolonych i wyposażonych żołnierzy, charyzmę i dorobek bojowy, który czyni go sławnym w świecie. 1 Pułk Specjalny Komandosów również jest przygotowany do wykonywania swoich zadań. Podnoszona przez niektórych ekspertów dysproporcja w jakości wyposażenia w stosunku do jednostki GROM jest konsekwentnie niwelowana przez DWS. Żołnierze zaś mają na tyle dobrą renomę, że często jestem pytany przez innych dowódców z NATO, kiedy jednostka zostanie skierowana do misji ISAF. Trzecim elementem bojowym będzie Morska Jednostka Działań Specjalnych.

Dopiero będzie?

– Z tej wspaniałej, charyzmatycznej jednostki w ostatnich latach odeszło wielu znakomitych ludzi. Musimy ją więc w praktyce odbudować, gdyż jest niezbędnym elementem nie tylko Wojsk Specjalnych.

A jakie jest zagrożenie dla rozwoju Wojsk Specjalnych?

– Nasza mentalność. Niezrozumienie w pewnych kręgach, że ta formacja musi się rozwijać, być nieustannie na najwyższym poziomie i że nie ma tu opcji pośrednich. Sto procent albo zero. Ponieważ jeśli żołnierz nie będzie doskonale wyszkolony i wyposażony, a operacja nie zostanie perfekcyjnie zaplanowana i przeprowadzona, to ten cały mechanizm budzący grozę w szeregach przeciwnika straci swoje walory.

Niezrozumienie tego nie jest wyłącznie naszą specyfiką.

– Oczywiście, że nie. NATO stworzyło Dowództwo Operacji Specjalnych i ma podobne kłopoty. Amerykańskie Dowództwo Operacji Specjalnych funkcjonuje 21 lat i też nie wszystko idzie tam gładko. Powinniśmy więc uzbroić się w cierpliwość, bo wkrótce efekty naszego działania będą zauważalne.

Czy jest rywalizacja między Wojskami Specjalnymi a, na przykład, Wojskami Lądowymi?

– Naszym celem nie jest rywalizacja, lecz współdziałanie. W ramach operacji ISAF wykonujemy zadania ramię w ramię z żołnierzami Wojsk Lądowych. Bez ich wsparcia nie byłoby naszych sukcesów.

Mimo wszystko jesteście inni, a to wywołuje niepokój i konflikty.

– Inni nie znaczy ważniejsi czy lepsi. Mogę powiedzieć jedynie tyle, ile jest powszechnie wiadomo, że w operacji afgańskiej koalicyjne siły specjalne wykonują najważniejsze i najtrudniejsze zadania. Jesteśmy w awangardzie ze względu na specyfikę tego teatru działań i na swoje możliwości – szybkość i mobilność, wyszkolenie i uzbrojenie. W tej sytuacji powinniśmy mieć priorytety, i to nie powinno nikomu przeszkadzać ani nikogo dziwić, gdyż cel operacji jest dla wszystkich jeden.

Jaki wpływ mają żołnierze Wojsk Specjalnych na inne formacje?

– Z całą pewnością są motorem napędowym i w wielu dziedzinach tworzą wzorce. Stanowimy pewnego rodzaju laboratorium, sprawdzające systemy stosowane później znacznie szerzej, często wręcz powszechnie.

Mimo mody na specjalsów zawsze mieliście kłopoty z pozyskiwaniem ludzi do swoich szeregów.

– To nie jest służba dla każdego. Kandydatom stawiamy specyficzne wymagania, dość mocno odbiegające od tych znanych z mediów.

A w innych formacjach nie wszyscy pozwalali na „wybieranie miodu”. Skąd dziś pozyskujecie ludzi?

– Droga z cywila jest dziś już otwarta, ale pozyskiwanie ludzi w ten sposób to ryzyko. Bierzemy doświadczonych, najlepiej jak można przygotowanych żołnierzy z innych rodzajów sił zbrojnych. Przepuszczamy ich przez selekcję, podczas której sprawdzamy psychikę, mentalność, odporność fizyczną, i dopiero tych, którzy przejdą przez gęste sito, zabieramy na kilkunastomiesięczny kurs podstawowy. Po mniej więcej roku przechodzimy do szkolenia zadaniowego.

Tylko z wojska?

– Nie tylko, ale naszym zdaniem nie można stosować unifikacji i wykorzystywać w Wojskach Specjalnych ludzi z rezerwy kadrowej. Nie mamy miejsca, czasu i środków na zabawę w wojskowe przedszkole. Ilu z tych „cywilnych” ochotników się nie sprawdzi, ilu rozczarowanych trzeba będzie odesłać z powrotem? Jaki koszt przy tym poniesiemy i jakie spowodujemy zamieszanie?

Czy gdy już są w jednostkach, kłopoty się kończą?

– Raczej zaczynają, dlatego występuję zdecydowanie przeciwko przypisywaniu na sztywno stopni wojskowych do stanowisk, bo to hamuje rozwój człowieka. Jeśli snajper szkoli się przez pięć lat, zdobywa praktykę bojową, to nie można go trzymać na jednym etacie, z iden­tyczną stawką jak dla tego, kto stawia pierwsze kroki. A gdzie go awansuję?

Ludzie, którzy odeszli z formacji, zakładają firmy i szkolą wojsko. Jak na to patrzy dowódca Wojsk Specjalnych?

– Z wielką aprobatą, bo to są znakomici fachowcy. W ten sposób ich wspaniały potencjał służy podnoszeniu wartości bojowej szkolonych żołnierzy.

Czego możemy życzyć Wojskom Specjalnym?

– Ciszy medialnej, wsparcia przełożonych odnośnie do zadeklarowanych na arenie sojuszniczej kwestii, i nadal aktywnej współpracy z sojusznikami. Ta współpraca i wsparcie są bowiem znakomite – w ciągu półtora roku odwiedziło nas ponad pół tysiąca oficerów amerykańskich. Współpracują z dowództwem i wspierają szkolenie naszych żołnierzy.

 

Rozmawiał Piotr Bernabiuk

„Polska Zbrojna” nr 12, 21 marca 2010, s. 18-22