Nie należy się poddawać…

fot. Maciej Chojnowski /Kancelaria Prezydenta RP

Nie należy się poddawać…

Władysław Stasiak

Władek był człowiekiem wyjątkowym. Władka nie można było zostawić. Dawał pewność, że nie zawiedzie, nie wpakuje nas w kłopoty, nie przyniesie wstydu, że zawsze będziemy stawać w dobrej sprawie.

Wchodziliśmy w dorosłe życie w tym samym momencie. Strajki studenckie, manifestacje, potem wybory czerwcowe i radość z odzyskanej wolności. Mieliśmy poczucie, że coś się zmieniło – że Polska stała się naszym państwem, a nie państwem partyjnych aparatczyków i Służby Bezpieczeństwa. Nikt z nas nie myślał o pracy w strukturach tamtego państwa. Teraz było inaczej. Teraz już nie tylko Ojczyzna, ale i Państwo było nasze. Tak się przynajmniej wydawało.

***

Władek wstąpił do Krajowej Szkoły Administracji Publicznej – zgłosił się jako pierwszy. A potem został urzędnikiem. Wybrał ciężką pracę dla Polski. I tak już zostało do końca. Potem Najwyższa Izba Kontroli, Urząd m.st. Warszawy, Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji, Biuro Bezpieczeństwa Narodowego, Kancelaria Prezydenta. Ktoś powiedział o nim – wszędzie, gdzie się pojawiał, pojawiała się nowa jakość.

W Najwyższej Izbie Kontroli nastąpiła konfrontacja z rzeczywistością. Poznawał instytucje, które nie mają prawa źle działać – przecież odpowiadają za nasze bezpieczeństwo. A jakże często było inaczej. Opowiadaliśmy sobie anegdoty – o starych, sparciałych maskach gazowych składowanych od lat w pilnie strzeżonym magazynie, o personelu placówki celnej, który na widok charakterystycznych samochodów na warszawskich numerach rzucił się do ucieczki w kierunku pobliskiego lasu.. Władka ta rzeczywistość nie przerażała – róbmy swoje, mówił..

I dumny był z tej Polski, choć skorumpowanej, źle zorganizowanej, przeżartej niemocą. Bo innej Polski nie mieliśmy i nie mamy. I wciąż stawiał pytanie, co zrobić, by nie była brzydką panną. Miał niezłomną wiarę w to, że może nie od razu, może za pięć, dziesięć, dwadzieścia, lat – że kiedyś uda nam się zagrać o własne sprawy tak, by nie czuć tej jakże często pojawiającej się w naszej historii goryczy, że mogło być dobrze, a wyszło jak zwykle.

***

Władek był człowiekiem wyjątkowym. Władka nie można było zostawić. Dawał pewność, że nie zawiedzie, nie wpakuje nas w kłopoty, nie przyniesie wstydu, że zawsze będziemy stawać w dobrej sprawie.

***

Co takiego było w nim wyjątkowego? ODWAGA. Nie bał się trudności – miał w pamięci i często przywoływał tych, którzy porywali się na rzeczy niemożliwe – Józefa Piłsudskiego, żołnierzy Armii Krajowej, żołnierzy wyklętych… W Urzędzie m.st. Warszawy budowaliśmy Wydziały Obsługi Mieszkańców. Było to duże przedsięwzięcie – trzeba było stworzyć odpowiednią przestrzeń, wprowadzić procedury, nową organizację pracy, przekonać opornych burmistrzów, a przede wszystkim przekonać urzędników, żeby zmienili podejście do osoby z drugiej strony biurka. Kiedyś jeden z doradców, pracujący w innym pionie, zwierzył mi się – to my wymyśliliśmy w kampanii te WOM-y, ale uznaliśmy, że to jest nie do zrobienia, dlatego wy to dostaliście. Władek o tym wiedział – ale się nie bał. I udało się. Nie wszystko, nie zawsze tak, jakbyśmy chcieli, ale się udało.

ODPOWIEDZIALNOŚĆ. Władza oznaczała dla Władka odpowiedzialność, test kompetencji i charakteru. Nie zaszczyty, przyjemność rozkazywania, bywania w telewizji czy jazdy samochodem z kierowcą, ale właśnie odpowiedzialność. Władek nie mówił, że nie może nic zrobić, że coś go nie dotyczy, bo to sprawa innych urzędników. Nie zasłaniał się niewiedzą, nie zwalał odpowiedzialności na współpracowników. Nie godził się na powierzchowność czy byle jaką pracę w swoim otoczeniu. Ale też wiedział, że jeśli coś idzie nie tak, to na nim spoczywa obowiązek poukładania spraw na nowo, wyznaczenia kierunków. Był odpowiedzialny za swoich przełożonych – nie pozwolił sobie nigdy na najmniejszą nielojalność. Nie dlatego, że uważał ich za nieomylnych czy pozbawionych wad. Uważał, że takie są zasady. Że ważne są wielkie cele, a nie drobne nieporozumienia. I był odpowiedzialny za ludzi, dla których pracował, za współobywateli, niezależnie od ich statusu materialnego, wieku, poglądów politycznych. Nigdy nie wyraził się o nich pogardliwie. Jestem pewny, że nie zostawiłby ich samych w żadnej, nawet najtrudniejszej sytuacji.

REALIZM. Władek miał poczucie, że ważne jest to, co naprawdę istnieje, a nie to, co pokazuje telewizja, o czym piszą gazety. Ucieczkę od rzeczywistych problemów w wygłup, prowokowanie awantur, tematy zastępcze, uważał niemal za przestępstwo. Miał świadomość, że za każdą ze spraw, którą się zajmował, stoją ludzie. Władek miał też jak mało kto świadomość historyczną. Tego, że ma chwilę do wykorzystania – okienko w historii – i że od tego wiele zależy. Można coś zrobić albo nie, a historia potoczy się w tym lub w innym kierunku. Tam, gdzie był, starał się maksymalnie wykorzystać możliwości. Warszawa po Władku stała się bezpieczniejsza, urzędnicy zmienili swoje podejście do mieszkańców (a mieszkańcy zaczęli zmieniać zdanie o urzędnikach). Gdy odchodził z MSWiA, pozostawił wielomiliardowy program modernizacji policji, straży pożarnej i innych służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo, które dzięki temu wykonały cywilizacyjny skok. A za chwilę byłoby za późno – bo kryzys, cięcia wydatków, inny sposób myślenia – „przecież nic nam nie grozi”.

***

Jak to się stało, że Władek wsiadł właśnie do tego samolotu, z tym Prezydentem, z tymi ludźmi… Co zaprowadziło go do Katynia? Czy to przypadek? Władek był tam, gdzie chciał być. Umiał spierać się stanowczo i z klasą. Szanował przeciwnika i jego przekonania, ale też wiedział, że spór, który się toczy, to nie spór o lepsze samopoczucie czy wizerunek – to spór o Polskę, o przyszłość naszą, naszych dzieci i wnuków.

***

Wracają różne chwile z Władkiem.. Czasem przeganiał kogoś, kto mówił językiem zarządczej nowomowy i wyciągał Piłsudskiego. Wybierał fragment o jakiejś beznadziejnej sytuacji i czytał nam na głos. A ostatnio, kiedy myślał o prezydenturze Warszawy, wspominał western „Rio Bravo” z Johnem Waynem. Jeden odważny człowiek stanął przeciw możnym tego świata. Dobrał sobie ludzi, można rzec, społecznie naznaczonych – alkoholika, kalekiego staruszka, młodego rewolwerowca.. I dał radę.

Jaki z tego morał? Władek tak to wyjaśnił: „Nie należy się poddawać”.

***

No właśnie. Nie należy się poddawać.

Paweł Zołoteńki

wladyslawstasiak.pl