II Niedziela Adwentu – kazanie

fot. ze zbiorów Kornelii Pilch

II Niedziela Adwentu – kazanie

ks. Adam Pilch

Wzmocnijcie opadłe ręce i zasilcie omdlałe kolana!
Mówcie do zaniepokojonych w sercu: Bądźcie mocni, nie bójcie się! Oto wasz Bóg! Nadchodzi pomsta, odpłata Boża! Sam on przychodzi i wybawi was!
Wtedy otworzą się oczy ślepych, otworzą się też uszy głuchych.
Wtedy chromy będzie skakał jak jeleń i radośnie odezwie się język niemych, gdyż wody wytrysną na pustyni i potoki na stepie.
Rozpalona ziemia piaszczysta zmieni się w staw, a teren bezwodny w ruczaje; w legowisku szakali będzie miejsce na trzcinę i sitowie.
I będzie tam droga bita, nazwana Drogą Świętą. Nie będzie nią chodził nieczysty; będzie ona tylko dla jego pielgrzymów. Nawet głupi na niej nie zbłądzi.
Nie będzie tam lwa i zwierz drapieżny nie będzie po niej chodził, tam się go nie spotka. Lecz pójdą nią wybawieni. I wrócą odkupieni przez Pana, a pójdą na Syjon z radosnym śpiewem. Wieczna radość owionie ich głowę, dostąpią wesela i radości, a troska i wzdychanie znikną.

Iz 35,3-10

Tego, czym jest pustynia, doświadczyć możemy tylko wtedy, gdy się na niej znajdziemy. Kiedy poczujemy, jak upał powoduje zawroty głowy, a rozgrzane powietrze stoi w miejscu. Kiedy przed sobą zobaczymy tylko piasek, kamienie i głazy, i żadnej drogi, która prowadziłaby do celu. Wokół nie dostrzeżemy drzewa, które dawałoby cień, ani człowieka, który by pomógł, a jednocześnie dałby jakąś nadzieję na przetrwanie. Tak właśnie wygląda pustynia. I to nie tylko ta, zaznaczona na mapie, ale także tu – między nami.

Życie może stać się dla nas pustynią. I nie myślę tu tylko o pustyni, którą człowiek sam sobie tworzy, kiedy mówimy o betonowej czy asfaltowej pustyni naszych miast. Myślę tu raczej o takich sytuacjach w życiu, jak na przykład choroba, która prowadzi ludzi w tego rodzaju okrutną pustkę. Nierzadko zdarza się tak, że ludzie z powodu pewnych chorób czy też starości są osamotnieni, zapomniani, wyrzuceni – na pustynię. Często zdarza się tak, że z chorobą musimy poradzić sobie sami. Często jest tak, że ogłoszona przez lekarza diagnoza staje się skałą nie do przebycia na naszej drodze życia. Strach zapiera nam dech w piersi, świat staje się inny. Ludzie są gdzieś daleko, nieosiągalni – jak fatamorgana. A lekarz, w swej bezradności, często chowa się za biurokratycznymi przepisami. Zdrowi z wymuszonym uśmiechem przesyłają formalne pozdrowienia i nie ma nikogo, kto by zwilżył nam usta.

Izajasz, głosząc swe poselstwo, wiedział, co znaczy być na pustyni, i wiedział także, co znaczy być chorym. Wiedział też, jak blisko jest jedno drugiego. On nie tylko stał przy chorym królu Hiskijaszu, ale doświadczył i tego, jak śmiertelnie chory król dzięki modlitwie został uzdrowiony. Izajasz przeżył razem z nim cud oczyszczenia. Doświadczył tego, jak pustynia nagle może zamienić się w bezgraniczną oazę. Jak ze skał wytryskują nagle źródła wody, a tam gdzie dotychczas nic nie rosło, niespodzianie pojawiają się kwiaty. W naszym tekście wszystko łączy się ze sobą. Pustynia i choroba. Oczyszczenie i kwitnący ogród. Zakwitnie pustynia i step, otworzą się oczy ślepców i uszy głuchych. Chromy będzie skakał jak jeleń i odezwą się języki niemych, gdyż wody wytrysną na pustyni i potoki na stepie.

Ale czy to nie jest tylko fantazją? Pobożnym życzeniem, bez szansy na urzeczywistnienie? Jak to może się stać, że ciężko chory zostaje nagle uzdrowiony, że załamani dostrzegają światełko nadziei, że otarte zostaną łzy płaczących i uśmierzony zostanie ból cierpiącego człowieka? To przecież jest tak samo nieprawdopodobne, jak oczekiwanie, że pustynia zamieni się w kwitnący ogród.

Czy Izajasz był marzycielem, który nie wiedział, co dzieje się na świecie? Wielu ludzi próbowało, próbuje i będzie czynić wszystko, by wyeliminować i zapobiec chorobom. Lecz za każdym razem ludzie będą musieli odkrywać swoją słabość i swe ograniczenia. Jak długo istnieje ludzkość, tak długo musi się zmagać z cierpieniem i chorobami. Tak samo jak zawsze istniały i będą istnieć na mapie świata pustynie. Kto tak myśli, ma rację. Ludzkość nie jest w stanie osiągnąć tego, by wyeliminować z naszego świata głód, czyniąc z pustyni urodzajne pola. Nie jest też w stanie wyeliminować cierpienia ani bólu.

Ludzkie odkrycia i wiedza nie są nadzieją Izajasza! Prorok chce powiedzieć, że ludzie nie mogą zmienić świata, ale że Bóg przychodzi i tam, gdzie On przybywa, zmienia się świat. Tam gdzie przychodzi Bóg, tam pustynia zmienia się w kwitnący ogród. Tam ludzie zostają uleczeni, oczy ślepych otwierają się, tak jak i uszy głuchych. Tam gdzie przychodzi Bóg, rozpoczyna się nowe życie!

Żyjemy przecież w ciągłym adwencie. W czasie przyjścia Pana. Czy odczuwamy coś z tej tajemnej Jego mocy, że oto pustynia zamienia się w ogród, że przezwyciężone zostają cierpienie i choroby. Być może większość z nas pomyśli: „chętnie odczulibyśmy coś takiego”. Wizja Izajasza może nam dać takie odczucie.

Spróbujmy jeszcze raz wsłuchać się w jego słowa. Czy usłyszymy w tych słowach, skąd w zasadzie przychodzi Bóg?! Kiedy dokładnie przeczytamy cały rozdział, okaże się, że Bóg przychodzi z pustyni. Tak jak kiedyś Izrael szedł przez pustynię, podążając za słupem ognia, tak teraz Bóg idzie przed swoim narodem, a wybawieni będą Go naśladować i radować się. Izajasz mówi: Bóg przychodzi do nas z pustyni. Pośrodku samotności i beznadziejności swój początek bierze Jego droga.

W Kościele możemy tego ciągle na nowo doświadczać, że to właśnie ludzie znajdujący się na pustyni swojego życia odczuwają Boże przyjście. Jak często dzieje się tak, że ludzie chorzy, w beznadziejnej sytuacji, samotni w swoim smutku i opuszczeniu nagle zostają pochwyceni przez Bożą rzeczywistość. Bóg ukazuje się na pustyni. Pozwala, by ze skały wytryskały życiodajne źródła. Tego możemy i my doświadczać w trudnych chwilach! Możemy doświadczać, że Bóg jest przy nas i daje nam siłę, byśmy mogli pokonać cierpienie i chorobę.

Każdy z nas może w tym adwentowym czasie zadać sobie pytanie: – Czy jestem spragniony nowego życia i czy wiem, gdzie znajduje się źródło życiodajnej wody? Czy rozpoznaję, gdzie rozkwita pąk nadziei, który może przynieść mojemu życiu radość?

Wielu ludzi udawało się na pustynię, by przed Bogiem się otwierać i rozmyślać o swoim życiu. My także, w naszym sercu, musimy ciągle wracać do punktu wyjścia, do źródła, w którym mieszka Bóg. Właśnie teraz postarajmy się o chwilę ciszy adwentu, gdzie nic nie rozproszy naszych myśli i nie będzie drażnić naszych uszu – wtedy możemy odczuć bliskość Boga. Wtedy zmieni się nasze życie, rozpocznie się prawdziwy adwent. Bóg objawia się na pustyni naszego życia w naszym bólu i cierpieniu.

Słowa Izajasza wypełniają się – Bóg objawia się nam w swoim Synu, Jezusie Chrystusie. Jego życie – pełne cierpienia i bólu – było drogą przez pustynię świata. Ale była to droga, na której ze śmierci został powołany do życia. Tę drogę zwiastuje Izajasz. Po niej przychodzi do nas Zbawiciel! I to jest prawdziwy adwent, kiedy Jezus Chrystus przychodzi, by wyrwać nas z naszej wewnętrznej pustyni. Pośrodku tej pustyni jest droga, i otwiera się przed nami nowe życie.

Kazanie wygłoszone 10 grudnia 2006 roku w Kościele Wniebowstąpienia Pańskiego w Warszawie
Adam Pilch, „Byłem przechodniem. Wybór kazań”, Warszawa 2011, s. 33-39