Patriotyzm

Obchody 25. rocznicy śmierci ks. Jerzego Popiełuszki, tama we Włocławku, 18 października 2009 (fot. Maciej Chojnowski /Kancelaria Prezydenta RP)

Patriotyzm

ks. Roman Indrzejczyk

Są takie dni w roku jak 3 maja czy 11 listopada – kiedy wypada trochę więcej i głębiej pomyśleć na temat wtedy najważniejszy: ojczyzna, patriotyzm. Wydaje się nam, zwłaszcza ludziom starszym, że kiedyś te słowa więcej oznaczały. Było dużo patosu, było dużo szacunku, pietyzmu w tym słowie: ojczyzna. Wymawiało się je z wielkim uszanowaniem i myśmy to lubili, my – ludzie starsi, ludzie „tamtego” pokolenia. „Święta miłości kochanej ojczyzny” – tak się śpiewało. Wszędzie, gdzie mówiło się o symbolach ojczyzny, gdzie był sztandar polski, hymn narodowy, było dużo wielkiego szacunku. Kiedy się mówiło o bohaterach, o ludziach wybitnych, ważnych, kiedy się mówiło o historii – tego poświęcenia, idealizmu się wszędzie tyle znajdowało i to się promowało.

Przyszedł taki czas, że interesy partyjne zaczęły być najważniejsze, przeszło się na kosmopolityzm, internacjonalizm i właściwie ojczyzna jest wszędzie tam, gdzie się wygodnie żyje. Pamiętam zresztą ze swojego życia, że żyło się w takich czasach, gdy nie wiadomo było, czy kochać taką ojczyznę. Co to znaczy kochać? Kogo kochać? Rząd, który został skądś tam przyniesiony? Partię, która decyduje o wszystkim, a prześladuje inaczej myślących? Czy kochać zmiany, które chcemy wprowadzić, a więc bunt przeciw państwu, przeciwko partii, milicji (czy to ma być patriotyzmem?). Jakie prawo szanować, jaką sprawiedliwość? Pamiętam, kiedy na przykład nie wolno było śpiewać: „Czerwone maki na Monte Cassino”, nie wolno było śpiewać: „O Panie, któryś jest na niebie” – i innych patriotycznych piosenek sprzed wojny. Jak chcieliśmy to śpiewać, to wychodziliśmy gdzieś do lasu. Bohaterów niekomunistycznych nazywano „zaplutymi karłami reakcji”. Nawet zaczęto używać nazwy „ksiądz patriota” dla kapłanów, którzy byli gotowi współpracować z partią i rządem zwalczającym religię. Myśmy nie wiedzieli dlaczego. Było to takie przedziwne i trudne do zrozumienia. Dla wielu ludzi słowo patriotyzm zaczęło być pustym dźwiękiem.

Wielu ludziom z mojego pokolenia nie przeszło to, co nazywa się patriotyzmem i pozostała świadomość, że choć nie wszystko może się podobać, jednak jest wspólne dobro, jest ten – jak to Norwid powiedział – „zbiorowy obowiązek”, jest miłość ojczyzny. O miłości ojczyzny mówiło się w nauce religii. Czwarte przykazanie: „czcij ojca swego i matkę swoją” miało dalszy ciąg: „i kochaj ojczyznę!” I po prostu przynajmniej przygotowywać grunt, na którym wyrośnie dobro, to dobro wspólne, dobro społeczne, gdzie ojczyzna znów zacznie być czymś umiłowanym, wspaniałym, najlepszym. Na ołtarzu ojczyzny znów składa się swoje, nie tylko życie, ale swój wysiłek. Ojczyzna, nauka, cnota – te ideały, które harcerstwo promowało. Dla ojczyzny, dla miłości ojczyzny człowiek ma być szlachetnym, dobrym człowiekiem, ma być uczynny i ofiarny dla innych ludzi – ze względu na Boga. Ze względu na ojczyznę – spełnia sumiennie swoje obowiązki.

To mi się kojarzy z pojęciem ojczyzna i wydaje mi się, że ciągle trzeba wracać do takich myśli – nawet jeżeli wydawało by się, że kiedyś słowo ojczyzna oznaczało o wiele więcej. Nawet jeżeli wydaje się, że dużo jest w naszym życiu współczesnym takiego przekonania, że ojczyzna jest tam, gdzie się wygodnie żyje, że wszędzie może być ojczyzna. Trzeba przypominać w zwykły, normalny sposób, bez stwarzania niepotrzebnych konfliktów, ale w jakimś takim przekonaniu, że to, co jest wspólne, to co składa się na to słowo ojczyzna, jest ważne, jest potrzebne, jest umiłowane, powinno mobilizować do jakiegoś wysiłku i poświęcenia.

Tekst z publikacji „Rozważania o człowieczeństwie (zasłyszane w parafii)”, Parafia Dzieciątka Jezus, Warszawa 2003, s. 36-37.