Wspomnienie Marcina Zaborskiego o Stanisławie Mikke

Wspomnienie Marcina Zaborskiego o Stanisławie Mikke

Moje spotkania ze Staszkiem

 

Staszka Mikke poznałem jesienią 1994 r. Omawialiśmy mój materiał, złożony do redakcji „Palestry”. Potem nasze kontakty były stosunkowo częste, dyskutowaliśmy na różne tematy, ale głównie historyczno-prawne. Jego encyklopedyczna wiedza robiła na mnie ogromne wrażenie. Podobnie jak profesjonalizm w zakresie umiejętności redagowania tekstu i umiaru w dokonywaniu wszelakich ocen. Mistyczny wręcz charakter miało Jego osobiste zaangażowanie w ostateczne ujawnienie wszelkich aspektów zbrodni katyńskiej.
Byłem wtedy aplikantem adwokackim i nie ukrywam, że moje kontakty ze Staszkiem – adwokatem cieszącym się autentycznym autorytetem w środowisku – bardzo sobie ceniłem. Tym bardziej, że były one obiektem nieukrywanej zazdrości koleżanek i kolegów z mojego roku aplikacji. Mój Patron, śp. adw. dr Zdzisław Krzemiński, cieszył się bardzo, że utrzymuję ze Staszkiem tak ścisłe kontakty – cenił Go bowiem ogromnie, uważał za wybitnego działacza samorządu adwokackiego, takiego w „starym, dobrym, przedwojennym stylu”. A opinia mojego Patrona nie podlegała, w zasadzie, dyskusji.

Bodajże w 1995 r. byłem wraz z żoną i 3-letnim synem Michałem na spacerze na Starym Mieście. Przechodząc obok siedziby NRA i redakcji „Palestry” na ul. Świętojerskiej, postanowiliśmy ad hoc odwiedzić Staszka. Syn pytał nas, gdzie idziemy. Odpowiedzieliśmy, że „do «Palestry»”. Syn przyjął to do wiadomości i po chwili, po wejściu do gabinetu Staszka, przez nikogo nie proszony wyprzedził nas, bezceremonialnie wyciągnął do Staszka rękę na powitanie i oświadczył z całą mocą: „dzień dobry Panie Palestru!”. Właśnie tak: „Palestru”! Staszek wybuchnął śmiechem i – pamiętam to doskonale – osobiście zaparzył Michałkowi herbatę. To zdarzenie, przeciętnie zajmujące w istocie, miało jednak swoją dalszą historię. Otóż w 2007 r. aplikant adwokacki Łukasz Morysiński, którego byłem podówczas patronem, opowiadał mi z dumą, że w ramach szkolenia aplikacyjnego miał właśnie zajęcia ze Staszkiem z etyki adwokackiej. Zreferował mi przebieg tych zajęć, ocenił je jako niezwykle pożyteczne. A na koniec powtórzył mi dykteryjkę, przekazaną im w trakcie zajęć przez Staszka. Okazało się, że Staszek opowiedział im zdarzenie, podczas którego mój syn nazwał Go „Panem Palestru”! Nie ujawnił jednak, że owym chłopcem był mój synek. Łukasz, obecnie adwokat i mój wspólnik, nie mógł uwierzyć, że to zdarzenie odbyło się z udziałem moim i mojej rodziny…

Trudno jest opisać Staszka w kilku zdaniach. Był to jednak bez wątpienia gorący, autentyczny patriota. Człowiek skromny, wręcz za skromny – co było Jego jedyną wadą. Prawdziwy gentleman. Drażniło Go chamstwo czy brak kindersztuby – tak w życiu codziennym, jak i wśród kolegów-adwokatów. Jego cnotą był umiar, choć w kwestiach zasadniczych był bezkompromisowy. Adwokatem był wybitnym. Zajmował się szczególnie sprawami karnymi. Do obron przygotowywał się starannie i wykonywał je z całym poświęceniem.

Dzielił czas zawodowy między praktykę adwokacką (głównie karną) i redagowanie „Palestry”. Jak mu to się udawało z tak wspaniałym skutkiem – Bóg raczy wiedzieć! Jednak najwięcej serca pozostawił dla swojej Rodziny. To było widoczne i oczywiste dla każdego, kto Go znał.

Moje pożegnanie ze Staszkiem było niezwykłe. Widzieliśmy się ostatni raz w Wielki Czwartek, 1 kwietnia 2010 r., w redakcji „Palestry”. Porozmawialiśmy chwilę, Staszek opowiedział mi, że 10 kwietnia leci wraz z Prezydentem RP oraz swoim przyjacielem – Andrzejem Przewoźnikiem, na obchody rocznicy zbrodni katyńskiej. Złożyliśmy sobie krótkie życzenia świąteczne i w tym momencie do redakcji wszedł przyjaciel Staszka – Sędzia Sądu Najwyższego Stanisław Zabłocki. Staszek zaprosił go do swojego gabinetu, ja rozmawiałem z dr. Adamem Redzikiem w pokoju ogólnym. Nie chcąc przeszkadzać, „po angielsku” wyszedłem z redakcji. Staszek jednak usłyszał, że wychodzę, pozostawił na chwilę Pana Sędziego Zabłockiego i wręcz wybiegł za mną. Dogonił mnie już na korytarzu, wyciągnął do mnie rękę i obaj – nic nie mówiąc – uścisnęliśmy sobie dłonie… Staszek spojrzał na mnie przeciągle, tak jakoś dziwnie, głęboko. Jakby się ze mną żegnał…

Podczas naszej ostatniej rozmowy w redakcji „Palestry” Staszek nakazał mi odwiedzić wystawę o adwokatach zamordowanych w Katyniu, której był współtwórcą, na Krakowskim Przedmieściu, przy kościele św. Anny w Warszawie. Wystawę tę odwiedziłem dnia następnego po katastrofie, 11 kwietnia 2010 r. Jak się okazało, na pierwszej planszy widniało już zdjęcie Staszka…

W katastrofie lotniczej w pobliżu Katynia w dniu 10 kwietnia 2010 r. zginął Staszek i Prezes NRA Joanna Agacka-Indecka. Trudno będzie adwokaturze polskiej bez postaci tak wybitnych i zasłużonych.

Staszku! „Śpij, Mężny”

 

dr Marcin Zaborski, adwokat, adiunkt KUL

„Palestra” 4/2010 s. 179-180.